sobota, 27 września 2014

Rozdział 30

    Stałam. Stałam i gapiłam się z zadartą głową w niebo na zmniejszającą się uskrzydloną postać, tonącą w ciemnych, gęstych chmurach Destino. Dlaczego wcześniej nie domyśliłam się o jego pięknej tajemnicy? Przecież teraz, kiedy tylko wyobraziłam sobie jego twarz jak byk jedyną myślą, która przychodziła mi do głowy to anielska tożsamość! Sposób w jaki poruszał skrzydłami, w jaki składał swoje dłonie przy piersi podczas lotu był tak naturalny!
   Podeszłam bliżej barierki i chwyciłam ją mocno, by nie stracić równowagi. Choć nawet i gdybym wypadła, i tak by mnie złapał. Wierzyłam w to. Mogłabym na niego patrzeć i patrzeć, podziwiać jego grację, a zarazem niezwykłą siłę, której użył by wzbić się w powietrze.
    Wreszcie wylądował na dachu, dysząc i przypatrując mi się ostrożnie z podekscytowanym uśmiechem. Jakby ta chwila lotu w pełni naładowała jego baterię szczęścia. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Zaczęłam klaskać.
     - Axel, to było... przepiękne - wydusiłam, nie potrafiąc oderwać wzroku od jego kurczących się z powrotem w plecach skrzydeł. - Ty jesteś przepiękny.
    Albo mi się zdawało, albo faktycznie lekko się zarumienił. Prawdę mówiąc, ja też. Obserwowałam z zawiedzeniem, jak ogromne skrzydła powoli znikają.
     - Podasz mi koszulkę? - zapytał. Podałam mu białą bokserkę, którą uprzednio podniosłam z ziemi, kiedy ją zrzucił w wielkim stylu podczas skoku.
     - Nie wiem, co powiedzieć... - wyjąkałam, wpatrując się w jego bladą twarz, który była blada mimo otaczających nas zewsząd ciemności. Jedyne źródło światła stanowił mały kwadracik na podłodze, od którego w dół prowadziła drabina. - Jak to możliwe, że jesteś Aniołem? Jak to możliwe, że.. że one istnieją?
     - Jak to możliwe, że jesteś człowiekiem? - zaśmiał się i  podszedł do swojego leżaka po drugiej stronie dachu. Zafascynowana zajęłam miejsce obok niego. - To zupełnie normalne. - odetchnął.
     - Nie powinieneś być w niebie? - spytałam podejrzliwie. - Sądziłam, że miejsce Aniołów jest obok Boga.
     - Aniołowie owszem. Należę do Aniołów Stróżów, co oznacza, że cały czas jestem na swoim posterunku, a więc nie mogę opuścić Ziemi. - tłumaczył. - Nasza główna siedziba jest pod nadzorem Collinsa.
   Wsłuchiwałam się w jego głos w milczeniu, delektując się prawdą, która z niego płynęła. Był taki realny w tym, co mówił, w tym jak mówił. Robiło to ogromne wrażenie, przynajmniej na mnie.
     - Dlaczego chowasz skrzydła? - nie mogłam oprzeć się pokusie, by jeszcze raz oblukać jego umięśnione plecy.
     - Skrzydła trochę ważą - przyznał z uśmiechem. - Poza tym byłoby mi znacznie trudniej udawać człowieka i nie mieściłbym się w drzwiach.
     - Udajesz człowieka? - zadawałam pytania niczym mała dziewczynka, słuchająca bajki. - Nie jesteś niewidzialny? Wchodzisz przez drzwi?
   Axel parsknął śmiechem.
     - To różnie bywa, naprawdę. Mogę być niewidzialny, mogę pozwolić by widzieli mnie wszyscy, lub tylko niektórzy. Czasem muszę się objawiać, niekiedy to jedyny środek, by pomóc.
     - Pomóc...
     - Mojemu podopiecznemu, lub podopiecznej - sprostował. Pokiwałam głową. - Zwykle każdy Anioł Stróż jest czyimś opiekunem, chyba że straci swój stołek przez zaniedbanie, lub po prostu ma okres przerwy pomiędzy podopiecznymi. - mówił. - Nie otrzymujemy ich losowo. Od początku wiemy, kogo nam przydzielą, a czasem trzeba długo czekać na ich narodzenie. - ukończył swój wywód. Zapieczętowałam go westchnieniem zachwytu.
     - A czy ty masz jakiegoś podopiecznego? - spytałam.
     - Podopieczną.
     - Nie powinieneś być teraz na jej służbie? - zaniepokoiłam się. Spojrzał na mnie, prawdopodobnie układając sobie to, co ma odpowiedzieć. Wpatrywałam się w jego brązowe oczy, chcąc dopatrzeć się choć krótkiego cienia smutku.
     - Ona teraz odpoczywa - odparł, a ja nie dostrzegłam nic, co wskazywałoby na to, że nie jest szczęśliwy.
    Przychodziło mi do głowy tyle pytań! Byłam pewna, że każdy choć trochę interesuje się Aniołami, a więc cóż to byłaby za strata, gdybym nie wykorzystała tej chwili szczerości.
    - Przepraszam za moją, hm, nachalność - powiedziałam, siadając na leżaku po turecku.
    - To żadna nachalność. Gdybym nie wiedział wszystkiego o ludziach, również udzieliłabyś mi porządnego wywiadu - uśmiechnął się szeroko. - Pytaj, o co zechcesz. Siedzi przed tobą Anioł.
    Jego słowa bardzo mnie poruszyły. W jednej chwili spięłam się, próbując nie tracić pierwotnej odwagi i pewności siebie. Anioł. Rozmawiam z Aniołem - myślałam gorączkowo.
     - Czy Bóg istnieje? - padło pierwsze pytanie wywiadu.
     - Oczywiście - odparł Axel bez namysłu. - Choć to żaden dylemat, pod względem wiary. Jeśli chcesz wierzyć, naturalnie wierzysz. Niektórzy sami próbują tłumaczyć sobie to wszystko naukowymi teoriami, gasząc w sobie wszelkie nadzieje na nowy początek... - zamyślił się. - Ale wystarczy się rozejrzeć. Wasz umysł nie jest w stanie pojąć tak odległej przeszłości świata, by w pełni  zrozumieć i odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak?. Tak więc tak, jak istnieje od zawsze nauka, istnieje też i wiara.
     Potrzebowałam chwili, by jego słowa dotarły do mojej świadomości. Mimo, że jestem osobą wierzącą, nie potrafiłam z nim dyskutować. Był stanowczo zbyt mądry. Zbyt...anielski.
     - Czy...Czy ja też mam swojego Anioła Stróża? - wstrzymałam oddech.
  Axel spojrzał na mnie spod jasnych brwi.
     - To bardzo skomplikowane, Noemi Edwards.
   Spodziewałam się innej odpowiedzi.
     - Nie mam Anioła Stróża?
     - Powiedziałem, że to skomplikowane, nie, że go nie posiadasz. - mówił spokojnie.
    Patrzyłam na niego, nie potrafiąc go zrozumieć.
     - To mam czy nie? - starałam się prześwidrować go wzrokiem, by puścił farbę. Dlaczego odnosiłam wrażenie, że jest jednak jakaś tajemnica?
     Axel westchnął.
     - Masz.
   Odetchnęłam z ulgą.
      - Lubisz go? - próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej. - Spoko ziom z niego?
      - Noemi Edwards, nie mogę udzielać aż tak poufnych informacji, przynajmniej na razie.
      - Oh, rozumiem. - pokiwałam głową ze skruchą. - A jest opiekuńczy? Dba o mnie?
      Axel zacisnął zęby
      - Rozumiem, rozumiem. Zero przecieków.
  Kurczę, najpierw mi mówi, że siedzi przede mną Anioł i chce mi udzielić wywiadu, a teraz nagle pojawia się jakaś wielka branżowa tajemnica. Ja byłaby w stanie opowiedzieć mu o każdej osobie ze szkoły z osobna, gdyby tylko chciał.
      - A to facet, czy laska?
      - Noemi Edwards! - zdenerwował się Axel, chcąc stłamsić śmiech.
      - Też chciałbyś wiedzieć! - zapewniłam go gorąco, z nieukrywanym zawodem w głosie. - Po prostu choć raz od dłuższego czasu chciałabym poczuć, że ktoś czuwa nade mną, nad tym całym zamieszaniem, które się teraz wokół mnie dzieje... Pod tym względem ziemskie życie satysfakcjonowało mnie o wiele, wiele bardziej. - stwierdziłam smutno, okrywając się ramionami, ogarnięta silnym chłodem dzisiejszego wieczora.
      Axel objął mnie opiekuńczo ramieniem, prawdopodobnie słyszą moje szczękające zęby. Mimo jego zimnych, bladych dłoni poczułam promieniujące z pleców przyjemne ciepło. To pewnie po skrzydłach.
      - Zdaję sobie z tego sprawę, Noemi Edwards. W mojej pamięci zapisały się pewne słowa, które wypowiedział ponad dwieście lat temu mój, hm, ex podopieczny. "Obiecuję ci, że nic nigdy nie uskrzydli cię tak, jak niewiedza o ciężarze skrzydeł".
   
    Myślałam o tym, kiedy leżałam w swoim miękkim, iście królewskim łóżku, próbując ignorować zabawne pochrapywania Axela z kanapy piętro niżej. Trawiłam w głowie te słowa, odtwarzając je w myślach po raz setny. Za każdym razem czułam jednak, że by zrozumieć ich ukryty sens, powinnam żyć. Utwierdziłam się w przekonaniu, że należą one do jednych z tych sentencji, o których przekonam się dopiero wtedy, kiedy przyjedzie na to czas.
     Spędziłam z Axelem fantastyczny wieczór, zakończony epickim obejrzeniem "Titanica" w domowym kinie, który o dziwo, przypadł mu do gustu. Automatycznie pomyślałam o zaginionym Eydenie. On bez zastanowienia wyśmiałby tragiczną miłość Jack'a i Rose i doprowadziłby do prawdopodobnie kolejnej idiotycznej sprzeczki pomiędzy nami. Axel natomiast wiernie służył mi chusteczkami i podawał miskę z popcornem za każdym razem, gdy pojawiał się moment bez łez. Chociaż jak mogłam ich do siebie porównywać, tak samo jak nie można porównać ze sobą pracy serca i umysłu. Oba z nich są najważniejsze, bez żadnego nie mogłabym żyć, ale i tak zostaje mi na końcu wybierać. I jestem pewna, że  nie jest to dla Ciebie zagadką, co byś wybrała.


ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ

Nim coś powiem, chcę Was wszystkich bardzo przeprosić, za tak długa nieobecność rozdziału!! :(
 Nie mam sensownego wytłumaczenia.. Nowa szkoła? Brak weny? Nie wiem. Wzięłam się jednak do kupy i mam nadzieję, że skleciłam coś normalnego, mimo że rozdział dość krótki:( Ale ważne, że chociaż coś jest :D
    Jak się Wam podobało? Mam nadzieję, że Wy, Seconders zrozumiałyście ostatnie słowa Noemi, które zostały skierowane do Was. Komentujcie, jak je rozumiecie i piszcie do mnie, czy się podobało! :) Pozdrawiam serdecznie - Madzia. :)