sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 25

   - Eyden... - szepnęłam, podnosząc brodę z ramienia chłopaka i z przerażeniem gapiąc się na dwie stojące przede mną postacie. Nie mam pojęcia, skąd nagle wzięły się w tym pomieszczeniu, po prostu momentalnie wyrosły spod ziemi. Żarówki przy suficie powoli traciły swoją moc, tak więc jedyne, co zdołałam  zauważyć, to ich płeć - mężczyzna i kobieta.
    Brunet opuścił swoje ramiona z moich pleców i odwrócił się, czujnie stając obok mnie. Z jego miny wyczytałam, iż po chwili rozpoznał przerażających przybyszów i obdarzył ich swoim uroczym uśmiechem.
    - Oni są z nami - powiedział do mnie, rzucając mi uspokajające spojrzenie. Ani trochę mi nie pomogło.
    - Kim oni są? - spytałam szeptem, wlepiając wzrok w ich ogarnięte mrokiem korytarza twarze. Eyden przestąpił z nogi na nogę.
    - Wejdźmy do środka, tam będzie jaśniej. Zresztą mamy mało czasu.
  Pokiwałam głową i czym prędzej podeszłam do srebrnych drzwi, nie oglądając się na tajemnicze postacie za mną. Brunet szepnął coś do nich, prawdopodobnie witając się z nimi przelotnym uściskiem dłoni i również podążył w moją stronę. Nacisnęłam klamkę i zamknąwszy uprzednio oczy, by znów nie zostać oślepioną przez ostre światło, wkroczyłam do mojego Redanu.
     Tak jak ostatnio, uderzenie ciepła oraz intensywny blask niewiadomego pochodzenia opadł na moje powieki od pierwszego postawionego tam przeze mnie kroku. Przysłoniłam oczy dłonią i przeszłam kilka metrów wprzód po suchym piasku, aż w końcu poczułam drugą ręką metalową barierkę, odgradzającą "zwiedzających" od przepaści.
    Aż strach pomyśleć co by było, gdyby nie ona.
    - Noemi, poznaj twoich stylistów, Ombrę oraz Izaaka - usłyszałam za plecami pogodny głos Eydena. Przymrużając wciąż nieco oczy odwróciłam się, przejęta myślą, kogo zaraz ujrzę.
    Obok bruneta stał dość wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemniejszej karnacji, z krótkimi czarnymi włosami i lekkim zarostem, który dodawał mu niezwykłego stylu. Miał na sobie białą koszulkę z długim rękawem i trójkątnym dekoltem, oraz ciemne, dopasowane rurki. Na nogach nosił wysokie, skórzane buty.
   Po jego lewej stronie natomiast stała jedna z najśliczniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Była ciemną blondynką z ufarbowanymi na fioletowo końcówkami, a włosy sięgały jej niemal do pasa. Ubrana była w spodnie w stylu moro i biały T-shirt z czarnym nadrukiem, przedstawiającym słowa w języku esperanto. Uśmiechała się do mnie szeroko, ukazując swoje proste białe zęby, idealnie pasujące do pełnych ust i małego nosa.
     Pomimo, że byli już przeszłymi wcieleniami, oboje wyglądali na niewiele starszych ode mnie, co dodało mi nieco pewności siebie.
   Mój strach momentalnie wyparował i zachęcona przyjaznym nastawieniem Ombry, podałam obojgu dłoń na przywitanie. Tylko Izaak miał nieco zmęczony wyraz twarzy, na której gościły już drobne zmarszczki, pomimo młodego wieku.
    - Miło nam cię poznać. - Powiedziała Ombra, wyciągając do mnie ramiona i śmiało przyciągając do siebie. Odwzajemniłam silny uścisk i roześmiałam się. - Pięknie wyglądasz.
    - Mi was również i dziękuję - zarumieniłam się, a po chwili złapałam przelotnie w palce jej fioletowe końcówki. - Świetnie wyglądają.
    - To jeszcze ze święta Membreco - uśmiechnęła się szeroko. Stojąc tak blisko nich, nie dało się nie wbijać wzroku w ich nienaturalne oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo ważne są źrenice w twarzy człowieka. Nadają jej zupełnie inny wyraz.
   - Czas nas goni, kochani - przerwał nam stanowczo Eyden, spoglądając na swój stylowy zegarek. - Zapraszam do rydwanu.
     Rzuciłam spojrzenie na rozległą gorącą pustynię, znajdującą się za barierką, na której znikąd pojawiły się znane mi już białe tygrysy ciągnące kunsztowny rydwan. Zerknęłam niespokojnie na chłopaka.
    - Nie zmieścimy się tam - stwierdziłam, obserwując kątem oka rozmawiających między sobą szeptem stylistów. Oboje zerkali na mnie ukradkiem.
    - Panie do rydwanu - zarządził Eyden, nawet na mnie nie patrząc. Izaak pokiwał głową i nie czekając na nas, zwinnie zbiegł po metalowych schodkach ustawionych na skraju skarpy.
     Ombra podeszła do mnie i łapiąc mnie za rękę z uśmiechem, również pociągnęła w stronę rydwanu.
     - Pojedziemy na dwie tury? - spytałam, oglądając się zdezorientowana za brunetem.
   Eyden parsknął śmiechem i nie racząc mi na to odpowiedzieć, dał kuksańca w bok Izaakowi i oboje ostrożnie wskoczyli na grzbiety białych tygrysów. No tego to się po nich nie spodziewałam.
     Razem z Ombrą ulokowałyśmy się w pojeździe, dzierżąc w dłoniach dwie pary lejców. Złapałam się dodatkowo skraju rydwanu i zanim zdążyłam spytać kogokolwiek, czy to na pewno bezpieczne, ruszyliśmy przez piaszczystą pustynię, wzbijając naokoło siebie chmarę pyłu.
   Przylgnęłam bliżej do Ombry, starając się zamknąć usta, przez które wpadało mnóstwo szybkiego powietrza. Znów czułam się tak, jakby mi miało zaraz urwać głowę, choć dopiero nabieraliśmy prędkości. Tygrysy wywalały przed siebie swoje potężne łapska, jakby chciały uciec od goniących ich kół rydwanu. Zacisnęłam dłonie na lejcach i zamknęłam oczy, próbując amortyzować gwałtowne wstrząsy rydwanu napięciem stóp. W przeciwieństwie do mnie, Eyden był wręcz zachwycony przejażdżką, a do moich uszu co kilka minut dochodził jego wesoły okrzyk.


      - Ombra, Izaak, skończcie swoją pracę przed siedemnastą. Spotykamy się na balu - powiedział Eyden, kiedy tygrysy wreszcie zatrzymały się końcu pustyni, kończąc swój szalony pościg donośnym dyszeniem. Za kilkoma drzewkami, usianymi kilkaset metrów dalej, ukazywały się już obrzeża miasta.
    Wypowiedziawszy te słowa Eyden kiwnął głową stylistom na pożegnanie i ruszył przed siebie w kierunku bramy głównej.
   Wygramoliłam się z rydwanu, zataczając się niebezpiecznie w stronę szczerzących kły tygrysów. Izaak poklepał pieszczotliwie jednego z nich w bok i zeskoczył z wysokiego grzbietu bestii, nie tracąc ani na moment równowagi. Ombra uśmiechnęła się do niego, po chwili kierując swój hipnotyzujący wzrok na mnie.
    - Ruszamy? - spytała pogodnie, odkładając tygrysie lejce na miejsce. Kiwnęłam głową przytakująco i uśmiechnęłam się słabo.
    - Wy też przyjdziecie na bal? - zacisnęłam niezauważalnie zęby, by powstrzymać w jakiś sposób mdłości, które pojawiły się po szalonej przejażdżce.
    - Postaramy się zdążyć przyjść choć na chwilkę, by cię zobaczyć. Będziesz wyglądała zjawiskowo - zapewniła mnie, a następnie w trójkę ruszyliśmy szybkim krokiem ścieżką, którą zapamiętałam z ostatniego razu. - W swoim pałacu masz świetną garderobę, sami dobieraliśmy do niej większość ciuchów.
    Patrząc na styl Ombry stopniowo się uspakajałam. Choć znałyśmy się zaledwie około dwadzieścia minut, poczułam do niej ogromną sympatię i ciepło, którym wręcz promieniowała.
    - Nie denerwuj się, będzie dobrze - dodał Izaak, jakby czytając w moich myślach. A może zwrócił uwagę na moje szamoczące się z nerwów dłonie? Odezwał się po raz pierwszy, od kiedy go poznałam. Oprócz genialnego poczucia stylu miał również piękny, męski głos.


     Kiedy dotarliśmy do miejsca, w którym uprzednio z Eydenem dosiedliśmy kare konie by kontynuować podróż, Ombra poinformowała mnie cicho, iż Izaak boi się tych zwierząt i lepiej by było, gdybyśmy kontynuowali przeprawę pieszo. Zaskoczyła mnie tą informacja, gdyż na pierwszy rzut oka mój stylista wyglądał na twardego, odważnego gościa, a fakt, że bał się koni zupełnie do niego nie pasował. Uszanowałam jednak jego decyzję i zamieniając między sobą pojedyncze zdania, ruszyliśmy dalej.
    Izaak daleko wyciągał swoje szczupłe nogi, nadając nam odpowiedniego tempa, by zdążyć na czas. Nie minęło piętnaście minut, a ścieżka, którą podążaliśmy stopniowo zaczęła się zacierać, aż w końcu chwilę potem stanęliśmy przed bramą mojego ogrodu z fontanną. Temperatura tu byłą znacznie niższa, lecz promienie delikatnego słońca pięknie oświetlały ogród, nadając mu eleganckiego, ekskluzywnego wręcz wyglądu.
     - Pięknie tutaj - westchnęła z zachwytu Ombra, uważnie rozsiewając wzrok po całym ogrodzie. Złapała Izaaka za rękę i uśmiechnęła się wesoło. - Został zaprojektowany specjalnie dla ciebie, to prawda?
     - Tak - przyznałam, sama się dziwiąc i odwzajemniając uśmiech.
   Przez cały czas wpatrywałam się w ich jasne, blade, choć równocześnie piękne oczy. Mimo że to źrenice ukazują kierunek wzroku, to jednak wyraźnie zauważałam kiedy patrzą dokładnie na mnie. Było w tym coś hipnotyzującego, coś, co jednocześnie mnie intrygowało i wzbudzało przerażenie za każdym razem, gdy nasze oczy się spotykały. Ciekawe jak wyglądaliby w soczewkach, tak jak Eyden. W dodatku ciężko mi było uwierzyć, że nie posiadają duszy. Zachowywali się jak normalni, ziemscy ludzie, poza tym z tego co zauważyłam byli w sobie zakochani.
      Otworzyłam drzwi do rezydencji, których klamka odblokowywała się ponoć tylko na dotyk mojej dłoni i wpuściłam gości do środka. Wnętrze pałacu znów wywarło na mnie ogromne wrażenie, a sądząc po minach moich towarzyszy, nie tylko na mnie. Tryb salonu został zmieniony wcześniej na ten oficjalny i ułożony, jednak postanowiłam, że jeśli tylko później nadarzy się okazja by go zmienić, wykorzystam ją z pewnością.
     Poprzednim razem nie miałam możliwości ujrzeć swojej sypialni z powodu pilnego zapoznania się z biurem. Teraz jednak stałam na progu pokoju jak wryta, wodząc szklanymi oczami po jego niesamowitych elementach. Kolorem przewodnim sypialni była czysta biel, biel, która nadawała temu pomieszczeniu przejrzystości i spokoju. Okrągłe łóżko przy ścianie wręcz krzyczało, by się na nim położyć i zatopić w miękkiej, białej pościeli i poduszkach. W sypialni nie zabrakło również foteli masujących, biurka oraz plazmy na ścianie.
       Wymieniając między sobą słowa pełne zachwytu, wkroczyliśmy do odsuwanych drzwi umieszczonych za łóżkiem - garderoby.
    Było to duże, okrągłe pomieszczenie ze skórzaną kanapą pośrodku. Na ściany składały się głównie regały z półkami, szufladami, wieszakami i gablotkami, a naprzeciwko jeden z nich został przecięty metalowym paskiem z cienkim, podłużnym otworem. Wchodząc powoli do środka i kręcąc się w miejscu, otworzyłam szeroko usta.
     - A więc do dzieła! - Ombra klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się do mnie z ekscytacją w pustych oczach. Spojrzała na mały, srebrny zegarek na nadgarstku. - Mamy jakieś czterdzieści pięć minut, by cię ogarnąć.
    Czterdzieści pięć minut? Czterdzieści pięć minut do tego wielkiego balu?! Już trudno z sukienką, ja nie jestem na to gotowa psychicznie!
     - Zaczniemy od wybrania kreacji. Jak pewnie słyszałaś, musi być w kolorze fioletowym, jednak mamy przygotowane kilka opcji dla ciebie...
    Izaak podszedł do ściany, gdzie kończył się regał i wcisnął kilka guzików na ścianie, których wcześniej nie zauważyłam. Nagle w garderobie zgasło światło, a z metalowego paska na jednym z regałów wysunął się cienki, zbudowany z białego mocnego tworzywa wybieg, ciągnący się aż do połowy pomieszczenia. Cofnęłam się zszokowana i otworzyłam szeroko oczy. Po chwili przed nami spikselizował się hologram, przedstawiający mnie w fioletowej sukience, w której dumnie kroczył po wystawionym wybiegu, przybierając najróżniejsze pozy i kręcąc się w miejscu z uśmiechem.
     - O mój Boże - wyjąkałam, kiedy pojawiły się cztery kolejne moje podobizny, każda prezentując inną suknię. Izaak kliknął w jakiś guzik za regałem i po chwili rozbrzmiała energiczna, typowo wybiegowa muzyka. Zasłoniłam dłonią usta i wpatrywałam się osłupiała w komputerowe postacie.
     Ombra dała mi kuksańca w bok, dają do zrozumienia, iż mam się zastanowić nad wyborem.
   Ah, jakież to był kreacje! Długa ze srebrnymi dodatkami, koronkowa z odkrytymi ramionami, krótka z pięknym ciągnącym się z tyłu woalem, długa wykonana z jedwabiu i delikatnie koronkowana przy rękawkach, a w dodatku we wszystkich wyglądałam całkiem nieźle. Hologramy w pięknych fryzurach i gotowych makijażach uśmiechały się do nas zachęcająco, jakby starały się nas za wszelką cenę zachęcić do ich kupna.
      Po kilku kolejnych minutach bezskutecznego wgapiania się w anielskie kreacje, pokaz dobiegł końca a w pomieszczeniu znów rozbłysły jasne światła. Wybieg wsunął się z powrotem w regał.   Milczący Izaak, widocznie obcykany w technicznych sprawach garderoby, dobył pilota i zmajstrował coś przy którymś z guzików. Momentalnie jedna z szaf regału otworzyła się wyjechały z niej starannie zawieszone na wieszakach prezentowane przed chwilą sukienki. 
     - Decyzja podjęta? - spytała mnie beztrosko Ombra. Spojrzałam na nią zrezygnowanym wzrokiem.
     - Nie mam pojęcia którą wybrać... Wszystkie są przepiękne. - Westchnęłam, podchodząc bliżej wieszaków. - Jak myślisz?
     - Cóż - odparła dziewczyna, podpierając się dłonią o biodro. - Najkorzystniej wypadłaś chyba w tej.
   Sięgnęła ręką po przezroczysty pokrowiec, skrywający w sobie jasno fioletową sukienkę, tę długą ze srebrnymi elementami. Była naprawdę zjawiskowa. Izaak podszedł do nas, wziął do rąk pokrowiec i odpiął go, kiwając w zamyśleniu głową.
     - Jest najlepsza. Przymierzaj, a potem fryzura. - Polecił, wręczając mi sukienkę. Odetchnęłam głęboko, czując, jak irytujące wiercenie w brzuchu narasta z każdą chwilą. Ombra wskazała mi przebieralnię, za której kotarą szybko rozebrałam się, ciskając trampki w kąt i wskoczyłam w moją nową kreację.
     - Zapniesz mi? - opuściłam po chwili małe pomieszczenie, odwróciłam się plecami do stylistki i odgarnęłam ręką włosy. Ombra jednym ruchem dłoni sprawnie zasunęła zamek z tyłu sukienki.
     - Pokażesz się? - zawołał Izaak, profesjonalnie zakładając ręce na piersi, a ja okręciłam się przed nim powoli z nieśmiałą miną. Zmierzył mnie bladym wzrokiem.
     - Nie jestem pewien, czy pasuje do ciebie ten fason - stwierdził. - Ombra?
     Dziewczyna obeszła mnie dookoła i pokręciła przecząco głową.
     - Dobrze się w niej czujesz? - spytała mnie.
     - Jest trochę ciężka - przyznałam szczerze. - To pewnie przez te srebrne elementy.
     - Spróbuj przymierzyć zatem tą - Izaak wręczył mi inny pokrowiec, a ja oddychając miarowo bez słowa wróciłam do przymierzalni. Opuściłam wpijające się, niewygodne ramiączka i odetchnęłam z ulgą. W tej sukience na pewno nie dałabym rady swobodnie nabierać tchu, a co dopiero tańczyć, toteż pospiesznie ubrałam tę drugą. Była znacznie lżejsza i zwiewniejsza, choć równie długa jak poprzednia. Z tyłu materiał odkrywał prawie całe moje plecy, sprawiając, że czułam się naprawdę przewiewnie i komfortowo. Opuściłam przebieralnię i znów stanęłam na boso przed moimi stylistami. Ombra pokiwała głową z zadowoleniem i zatarła dłonie.
     - To jest to - stwierdził Izaak, uśmiechając się. - Podoba ci się?
     - Jest cudowna - zapewniłam, okręcając się w miejscu i obserwując powiewający za mną materiał sukienki.
     - Teraz fryzura. - Ombra podsunęła mi krzesło na kółkach pod nogi, popychając mnie na nim do uroczej toaletki. - Izaak się tobą zajmie.
    Do tej pory sądziłam, że to ona będzie moją fryzjerką, a tu proszę co za niespodzianka! Chociaż któryś facet wie, czym jest dobra fryzura.
 
      
                                                                        ***


       - Gotowa? - Ombra zasłoniła mi delikatnie oczy dłonią, by niczego nie uszkodzić i poprowadziła gdzieś przed siebie. Do balu zostało niecałe piętnaście minut i muszę przyznać, że sama nigdy w życiu nie uwinęłabym się w tak krótkim czasie. Z nimi wszystko było już dopięte na ostatni guzik -  makijaż, kreacja, fryzura. Tylko moja podświadomość wciąż nie przyjmowała do wiadomości, gdzie tak naprawdę jestem.
     Ombra zabrała po chwili dłonie, a ja w końcu otworzyłam oczy, niecierpliwiąc się z nerwów. Stanęłam przed wysokim obrazem, ukazującym śliczną dziewczynę w sukni, z idealnie podpiętym kokiem na głowie i starannym makijażem.
    Wciągnęłam gwałtownie powietrze w płuca. Chwila, przecież to lustro! Uniosłam delikatnie jedną rękę, by się o tym upewnić, a dziewczyna z naprzeciwka powtórzyła mój ruch. Czy to naprawdę ja? Jeszcze nigdy w życiu nie wyglądałam tak, jak teraz, tak...zjawiskowo.
    Uśmiechnęłam się delikatnie, chcąc za wszelką cenę utrzymać w stanie nienaruszonym błyszczyk na ustach i zwróciłam się do Ombry i Izaaka, stojących za mną.
     - Jest wspaniale! - powiedziałam, obejmując ich obojga ramionami. - Przeszliście samych siebie, dziękuję wam.
     - Jesteś piękna - powiedział Izaak, poprawiając mi jeden z kosmyków włosów. - A teraz czas na ciebie, chodź, odprowadzę cię na salę. Wszyscy czekają na gościa honorowego. - Dodał, a ja poczułam żołądek w gardle.
    Ombra życzyła mi powodzenia, twierdząc, że musi poukładać coś jeszcze na regałach i pożegnawszy się z nią, opuściłam z drugim stylistą garderobę oraz boską sypialnię. Wyszliśmy na korytarz, a kiedy schodziliśmy po schodach Izaak pomógł mi podtrzymać sukienkę, by jej nie podeptać.
     - Gdzie jest sala? - spytałam, właściwie pierwszy raz się nad tym zastanawiając.
     - Zaraz będziemy na miejscu.
 Podreptałam za nim, przytrzymując się czasem jego ramienia. Obeszliśmy cały salon i skręciliśmy w jeden z odchodzących od niego korytarzy, idąc w przeciwną stronę od kuchni. Jeszcze tędy nie szłam, toteż bacznie rozglądałam się i podziwiałam obrazy powieszone na ścianach. Zastanawiałam się, czy chociaż jeden z nich to oryginał.
    W końcu korytarz zakręcił w lewo, a ściany tam stały się ciemniejsze, pozbawione obrazów  i bardziej zaniedbane, jakby o tamtą stronę rezydencji nie przywiązywano zbyt dużej uwagi. Zeszliśmy z paru betonowych schodków w dół, pokonaliśmy jeszcze kilkanaście metrów korytarza, którego sufit stał się znacznie niższy, aż nareszcie stanęliśmy przed drzwiami na jego końcu. Odetchnęłam głęboko i rzuciłam spojrzenie w stronę Izaaka.
     - Wygodnie ci w tych butach? - spytał mnie,  obrzucając podejrzliwym spojrzeniem moje wysokie szpilki, w których ledwo t dokuśtykałam. Byłam w nich niemal tego samego wzrostu, co on.
     - Cóż... - zająknęłam się. Ombra zaprojektowała je specjalnie dla mnie, aż głupio byłoby mi teraz ich odmawiać. Przeboleję te kilka godzin, a z czasem wprawię się w to całe szpilkowanie.
   Stylista wyciągnął małe pudełko ze swojej skórzanej  torby, którą miał przewieszone przez ramię. Wręczył mi je i uśmiechnął się przyjaźnie.
     - Otwórz.
 Zdezorientowana uchyliłam wieko i odgarnęłam dłonią kilka papierów ze środka. W pudełku ujrzałam modne, fioletowe trampki, wiązane na białe sznurowadła. Spojrzałam na stylistę niedowierzająco.
     - A Ombra? - zaniepokoiłam się.
     - Masz zbyt długą suknię, by marnować stopy na buty, których i tak nie będzie widać - wyjaśnił i podniósł mi skrawek sukienki. - Przebieraj, szybko.
    Pospiesznie odpięłam szpilki i zsunęłam je ze stóp, momentalnie czując ulgę. Założyłam wygodnie trampki, oddałam chłopakowi pudełko i uściskałam go serdecznie.
    - Dziękuję.
    - Pamiętaj, że jesteś piękna - odparł, całując mnie przelotnie w policzek, jak to styliści mają w zwyczaju. - Zmykam, a ty wkraczaj do środka. Trzymamy kciuki.
  To mówiąc pokiwał mi ręką na pożegnanie i po chwili zniknął za rogiem korytarza, pozostawiając mnie samą przed drzwiami na jego końcu.
    - A więc do dzieła... - mruknęłam sama do siebie, biorąc głęboki wdech. Poprawiłam sobie ostatni raz sukienkę, oblizałam usta, zacisnęłam dłoń na klamce i pociągnęłam za nią, otwierając drzwi.


  
                                                                             ***
  
     To, co sobie wyobrażałam na temat tego, jak będzie wyglądała sala i ten cały bal nawet nie dorastało do pięt temu, co teraz ujrzałam i co wstrząsnęło mną tak bardzo, że spowodowało chwilowe zatrzymanie akcji serca. Stałam na samym szczycie wysokich schodów, które dostojnie i nieco kręto prowadziły w dół, gdzie zaczynała się wielka sala balowa.
    A cóż to była za sala! Po jej dwóch bokach, tworząc tak jakby loże, usiane były okrągłe, różnych rozmiarów stoliki, nakryte białym obrusem i udekorowane fioletowymi płatkami róż, a na każdym stała dodatkowo nastrojowa biała lampka. Kucharze nie wnieśli jeszcze żadnych potraw, na nielicznych stolikach stały jedynie nienaruszone lampki wina.
    Przez środek potężnego pomieszczenia, którego zdobiony sufit był niewyobrażalnie wysoko, a pod nim wisiał wielki kryształowy żyrandol, ciągnął się standardowego tu koloru długi dywan, naokoło którego czaiło się kilkanaście osób z aparatami. Kilkanaście metrów za nimi, gdzie kończyła się strefa stolikowa rozpościerał się ogromny parkiet, naokoło którego postawiono stojące lampy i kwiaty. Z boku parkietu na znacznym podwyższeniu stała orkiestra, której członkowie we frakach ustawiali sobie nuty i powoli przygotowywali się do pracy.
    Jednak największe wrażenie zrobił na mnie elegancki tłum ludzi, który kłębiąc się w dole rozsiewał po całej sali echo śmiechu i pogodnych rozmów. Wszystkie kobiety ubrane były w piękne suknie, a większość mężczyzn nosiło niespotykane białe fraki, nieliczni tylko postawili na zwyczaje garnitury, rzadziej w kolorze czarnym. Wyglądało to wręcz bajkowo. Najciekawszy wdawał mi się fakt, że patrząc prawdzie w oczy wszyscy ci goście już nie żyją, niektórzy już wiele lat temu pozostawili swoje ciała w grobach. Wszyscy, oprócz mnie.
     - To ona! - krzyknął ktoś z dołu, powodując, że tłum wcieleń przerwał momentalnie swoje rozmowy i skierował nagle pusty wzrok na mnie. Rozejrzałam się ukradkiem po gościach i przystanęłam jak wryta na moment. Czy tam naprawdę stał Michael Jackson, rozmawiający z Napoleonem Bonaparte? I czy właśnie z boku nie nalewała sobie ponczu do szklanki Marilyn Monroe, przykuwając na siebie wzrok stojących nieopodal chichoczących Beatlesów?!
    Nagle zewsząd rozległy się okrzyki radości, głośne oklaski, a uroczyste trąby zagrały prostą melodię, mieszając ją z brawami tłumu.
     Otworzyłam szeroko usta widząc, jak kilka osób z aparatem dobiega do końca schodów i pstryka mi zdjęcia z ostrym fleszem. To oni mieli tu jakieś gazety?!
    Uśmiechnęłam się szeroko, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie. Pokiwałam dłonią do gości, modląc się, by nie wyglądało to tak sztucznie, jak myślałam. Ostrożnie podniosłam skrawek sukienki i zaczęłam powoli schodzić po schodach, wciąż się uśmiechając. Wolałam nie dopuszczać do świadomości faktu, że te wszystkie persony patrzą teraz właśnie na mnie. Ja dobrze, że miałam na nogach trampki!
    Patrz pod nogi, powoli...,szeptałam do siebie w myślach. Błagam, żebym się teraz nie wywaliła na środku przy wszystkich, robiąc sobie siarę na kolejne tysiąc lat!
   Zdawało mi się, że minęło kilka godzin, zanim znalazłam się wreszcie bezpiecznie na dole i stanęłam twarzą w twarz z fotoreporterami, którzy strzelali we mnie fleszami i krzyczeli do mnie słowa w różnych językach. Wiwatujący tłum rozłamał się na dwie części, stojąc po dwóch stronach fioletowego dywanu, niczym na jakiejś gali na premierze filmu.
   Chwila, czy po raz pierwszy w życiu miałam okazję poczuć się jak prawdziwa gwiazda?
Wyprostowałam się dumnie i uśmiechając się szeroko do gości, wkroczyłam na dywan,
kiwając do nich ręką na powitanie. Nie mam pojęcia, skąd wzięła się u mnie ta pewność siebie, ale byłam prawie pewna, że taka okazja się już nigdy nie powtórzy, toteż nie miałam zamiaru jej przepuścić.
     - Noemi, tutaj! - krzyczeli reporterzy, cykając mi fotki na dywanie, a ja pozowałam im, ciesząc się w duchu, że to Izaak i Ombra mnie do tego przygotowali. Gdybym wyszła tu w mojej kremowej sukience, z pewnością spaliłabym się ze wstydu.
     - Jak to jest być przeznaczeniem wszystkich ludzi?!
     - Pogodziłaś się z faktem, że to koniec twojego ziemskiego życia?!
     - Zdajesz sobie sprawę, że okłamujesz rodzinę?!
     - Masz chłopaka?!
     - Pomyślałaś już nad samobójstwem, by jakoś pogodzić twoje dwa światy?!
  Stanęłam w miejscu, zbita z tropu przez pytania fotografów i wołających do mnie niektórych osób z tłumu. Co oni wygadywali? Jakie samobójstwo? Rozejrzałam się zdezorientowana po wcieleniach, starając wciąż się uśmiechać.
     - Nie mam zamiaru umierać - odparłam zaskoczona do łysego, grubego faceta z aparatem, tego, który wrzeszczał do mnie najgłośniej.
     - Czy pogodziłaś się z tym, że prędzej czy później ktoś cię zabije? - ciągnął dalej, chcąc złapać w obiektywie moją niemrawą minę. Wskoczył za barierkę na dywan i podszedł jeszcze bliżej do mnie, świecąc mi fleszem prosto w oczy. - Jak długo będziesz miała jeszcze źrenice?
     - Odczep się pan - warknęłam, odwracając się do niego plecami i próbując iść dalej fioletowym dywanem i nie zwracać niczyjej uwagi na ten incydent. Zanim uszłam kilka kroków reporter znów  znalazł się przede mną.
     - Może już czas zaplanować w jakiś sposób swoją śmierć?
     - Proszę stąd natychmiast wyjść! - Usłyszałam za plecami czyjś stanowczy, rozzłoszczony głos. Ktoś wskoczył na dywan i łapiąc natrętnego fotoreportera za kurtkę, przepchnął go w stronę tłumu. - - Ten pan właśnie wychodzi - dodał mój wybawca do ochroniarzy, stojących przy drugim wejściu, którzy twardym krokiem zmierzali właśnie ku łysemu frajerowi.
    - Wszystko dobrze, Noemi?
   Uniosłam wzrok na stojącego przede mną chłopaka w białym garniturze, który położył dłoń na moim ramieniu.
    - Eyden? - wyjąkałam, wpatrując się w niego zaskoczona. Wbił we mnie swój blady, błękitny wzrok. Już drugi raz widziałam go bez soczewek imitujących źrenicę, bez których wyglądał tak... nieludzko. Teraz również ich nie założył, prawdopodobnie nie chciał się wyróżniać wśród swoich. - Tak, jest okej.. Dziękuję.
    Choć jego wzrok znacznie różnił się od tego, do którego byłam przyzwyczajona widziałam, że patrzy na mnie inaczej, niż zwykle. Dłużej, niż zwykle. Nie zwracając uwagi na śledzący każdy nasz ruch tłum, nachylił się do mnie i wyszeptał mi prosto do ucha:
    - Jesteś piękna.
   Poczułam intensywną woń jego perfum, którymi były przesiąknięte nawet jego włosy. Podniósł delikatnie głowę i uśmiechnął się do mnie tym swoim uroczym, zniewalającym uśmiechem, którym uwielbiał się bawić. Wstrzymałam oddech i wymruczałam coś w stylu "dziękuję", choć zabrzmiało to pewnie znacznie głupiej. W takich sytuacjach zawsze plątał mi się język.
  Kiwając ręką do małych dziewczynek przy barierce, razem przeszliśmy dywanem do końca, dając się na końcu sfotografować jeszcze kilku znacznie mniej natrętnym fotografom, a nawet stanęliśmy do zdjęcia z oblegającymi nas "cywilami". Złożyłam nawet kilka autografów.
     Nasz stolik został ustawiony poza strefą stolikową, niemal w centralnej części sali. Jakby tego było mało stał na solidnym podwyższeniu, tak, że ze swojego miejsca miałabym widok z góry na całe to olśniewające pomieszczenie/
   Stół był podłużny, a na jego środku dwa krzesła zostały wymienione na wyższe od nich, ozdobne i pozłacane trony. Domyśliłam się, kto na nich zasiądzie.
    - Para Królewska się spóźni? - spytałam, kiedy ostrożnie wdrapaliśmy się już na schodki prowadzące na górę. Eyden odsunął mi krzesło, a po chwili zajął swoje miejsce tuż obok mnie. Wyprostowałam sukienkę na kolanach, zawieszając torebkę na oparciu krzesła obok tronu.
    - Według planu przybędą dopiero w połowie - odparł brunet. - Podoba ci się sala?
    - Jest niesamowita - powiedziałam, kiwając głową. - W dodatku mamy stolik dla VIP-ów.
    - Pomijając Ozyrysa i Izydę to ty sprawiasz, że jest on taki vip-owski. - odparł chłopak, kiwając głową. - Jesteś tu gościem numer jeden, to na twoją cześć to całe przyjęcie.
   Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się ukradkiem. Przeczucie, że odwalę coś głupiego na tak ważnej uroczystości aż skręcało mi żołądek. Twarze gości w dole co chwilę pędziły w moją stronę.
    - A ty czemu tu siedzisz? - spytałam, uśmiechając się złośliwie. Prychnął.
    - Jestem twoim przełożonym - odparł z godnością, poprawiając muszkę. - Poza tym świetnie wyglądam.
    - I na tym koniec - dodałam, śmiejąc się. - Swoją drogą, czy tu naprawdę kręci się Michael Jackson?
    - I nie tylko on - Eyden również się zaśmiał. - Niestety nie zrobię wam razem zdjęcia, bo to byłoby podejrzane robić sobie zdjęcia z trupami.
   Obarczyłam go zdegustowanym spojrzeniem, jednak chwilę potem roześmialiśmy się serdecznie.
    - Izaak i Ombra przeszli samych siebie. - Powiedział nagle po chwili krępującego milczenia. Zarumieniłam się lekko i odwróciłam na moment wzrok.
    - Ty też niczego sobie - rzuciłam, niby to od niechcenia, choć nie mogłam oderwać od niego wzroku.
     Rozmowy gości coraz bardziej nabierały na sile, aż w końcu dyrygent postanowił powstać ze swojego miejsca, a chwilę potem w sali rozbrzmiała głośna muzyka. Większość gości, która niecierpliwie czekała na ten moment wylała się na parkiet, łącząc się w pary.
 Eyden wysunął rękę spod stołu i skierował dłoń w moją stronę.
    - Zatańczymy?










ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ
       Od razu na wstępie proszę, abyście nie krzyczeli na mnie za niefortunną końcówkę, zresztą standardową xd Po prostu rozdział byłby zbyt długi, by w następnym momencie go zakończyć, teraz i tak pewnie przysypialiście, więc xd Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i nie zawiodłam Waszych oczekiwań. Kolejny będzie przedstawiał kontynuację, znacznie ciekawszą, balu :)) Jeśli macie jakieś uwagi, poprawki, czy swoje propozycje, piszcie mi o nich w komentarzach, zawsze co nieco mogę poprawić:)
Zapraszam do komentowania i czytania!
PS. Dzisiaj dostałam pytanie na asku, skąd jestem, bo ktoś chciałby spotkać się ze mną i dostać mój autograf.... i w tym momencie umarłam. Jejkuuu, chciałabym mieć z Wami wszystkimi zdjęcie, moi #Seconders :c <3 Pozdrawiam! :*






  
   




   

    
     
  





     




   
     


    
    
  
    
   
    

    
    

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 24

     I nagle znikąd pojawiło się to dziwne uczucie, kiedy dolna szczęka zaczyna drżeć, choć nie chce ci się płakać, a powieki dostają przerażających drgawek, żyjąc znienacka własnym życiem.
    A było już tak pięknie! Zdążyłam zapomnieć o tym wirtualnym zboczeńcu, którego skala okropności przewyższała tą należącą do Eydena, a to nie lada wyzwanie. Miałam teraz sporo na głowie - chwila nieuwagi i znów akcja się nakręca w najmniej oczekiwanym momencie, przyprawiając mnie o zawał już któryś raz z rzędu.
    Położyłam telefon na łóżku i bezgłośnie zsunęłam się na podłogę, odgarniając włosy z czoła. Koniec cackania się, panie zboczeńcu. Stanęłam na palcach i powoli zaczęłam skradać się przez pokój, starając się nie zapomnieć o oddychaniu. Poczułam nagły przypływ odwagi i pewności siebie, lecz kiedy tylko podeszłam bliżej szafy, obie te rzeczy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
    Teraz, albo nigdy, pomyślałam i położyłam dłoń na klamce, obejmując ją pieczołowicie palcami. Zmrużyłam mimowolnie oczy i pociągnęłam z rozmachem za drzwiczki, otwierając szafę na całą szerokość.
     Stanęłam twarzą w twarz z własnym odbiciem, ukształtowanym w lustrze przyklejonym na wewnętrznej stronie drzwi. Wpatrywałam się sobie w oczy. Były inne, niż zwykle. Brązowe tęczówki, oraz źrenice wypełniała promieniująca wściekłość i zawziętość. Czy naprawdę miałam teraz taką minę? Wyglądam, jakbym chciała lada chwila kogoś dźgnąć nożem!
    Zacisnęłam mocniej dłoń na klamce i podeszłam jeszcze bliżej swojego odbicia. Nigdy wcześniej nie czułam się taka... silna. Silna i wściekła, jakby złość przeszywała mnie od stóp do głów. Jakbym nagle chciała cisnąć czymś w to przeklęte lustro, by zniszczyć je raz na zawsze. Złość ogarniała mnie coraz bardziej, wszystko inne nagle przestało istnieć. Liczyła się tylko wściekłość.
     - Wszystko w porządku? - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, chcącą mnie odwrócić, a z mojego gardła momentalnie wydobył się typowy damski wrzask. - Twoja mama mnie wpuściła...
     Oddychałam stanowczo zbyt szybko, czułam, że nie potrafię nabrać powietrza dostatecznie mocno, by nareszcie odetchnąć. Zrobiło mi się słabo. Głowa zaczęła mi pękać z bólu, a przed oczami migotały raz ciemne, a raz błyszczące plamy. Pochyliłam się do przodu i złapałam za kolana, chcąc utrzymać równowagę.
     - Noemi, dobrze się czujesz? - usłyszałam przepełniony troską głos. Ktoś silnie podtrzymał mnie pod ramię i zaprowadził ostrożnie na łóżko. Usiadłam i odsapnęłam, kryjąc twarz w trzęsących się dłoniach.
    - Lepiej już?
   Odczekałam chwilę, a kiedy byłam już prawie pewna, że nie zwymiotuję komuś prosto na twarz, podniosłam głowę, kiwając nią ostrożnie. Czyżby to gapienie się w lustro sprawiło, że opadłam z sił?
    Przede mną siedział Harry, obserwując mnie uważnie i trzymając dłoń na moim kolanie. Odsunął mi kosmyk włosów, pałętający się gdzieś po mojej twarzy i posłał mi troskliwe spojrzenie.
    - Zrobiło mi się trochę słabo. Już w porządku. - wyprzedziłam jego pytanie, rada, że okropne plamy sprzed moich oczu zniknęły. Odetchnęłam pełną piersią i szybko spojrzałam na otwartą na oścież szafę. Była zupełnie pusta, a moje odbicie w lustrze nareszcie zniknęło, jakby nigdy nic.
    - Posłuchaj... - Harry przerwał mi moje półprzytomne rozmyślania i skierował mój wzrok na jego osobę.. Niemal czułam, jak ostatnie trzy minuty wymazują mi się z pamięci, pozostawiając po sobie puste miejsca.
    - Przyszedłem przeprosić. To twoje życie, nie będę się w nie mieszać, nie powinienem wtedy na ciebie tak naciskać... - przygryzł wargę i spuścił wzrok. - Nie chcę teraz tego ciągnąć, po prostu chciałem cię przeprosić i zakończyć raz na zawsze ten temat.
      Uśmiechnęłam się i przysunęłam bliżej niego, by go przytulić. Przytulić jak przyjaciela, bez żadnych podtekstów i głupawych min, jakby to zrobił Eyden. Położyłam głowę na jego ramieniu i objęłam mocno za szyję, napajając się jego świeżym, przyjemnym zapachem. Ten spontaniczny pocałunek to chyba nie był taki zły pomysł. Tak się bałam, że przez głupiego Eydena runie cała nasza przyjaźń!
  Mało kto znał mnie tak dobrze, jak Harry. Mimo że nie widzieliśmy się tyle czasu, wciąż widziałam i czułam w nim małego chłopca, którego pokochałam kiedyś z całego serca. Nie dopuszczę, bym straciła kogoś tak wspaniałego, jak on. To cud, że znów się tu spotkaliśmy. Przecież to całe zamieszanie toczyło się przez jego troskę o mnie, a ja go odepchnęłam, ulegając namowom tego imbecyla. Mniejsza już o tą zazdrość, dzięki niej jeszcze bardziej wiem, jak bardzo Harremu na mnie zależy. Postanowiłam, że postaram się naprawić naszą relację. Póki nie jest jeszcze za późno.
     - Ja też cię przepraszam. - szepnęłam mu w szyję, mocniej się w niego wtulając.

  
                                                                            ***
  
      Z każdym upływającym dniem od tamtej przełomowej chwili, stawaliśmy się z Harrym coraz bliżsi. Obiecałam sobie, że jeżeli istnieje choć cień szansy na normalne życie, chce je teraz w pełni wykorzystać. Już niedługo czas tu się dla mnie zatrzyma, już niedługo stanę się być może kimś zupełnie innym. Dlatego każdą wolną chwilę starałam się spędzać na spacerach, wspólnych wypadach do kina, czy przejażdżkach krwistoczerwonym motorem. Wszystko, byle nie myśleć o przeklętym fioletowym zaproszeniu, które cisnęłam na biurko.
     Kilka dni temu udało się nam nawet zorganizować podwójną randkę, choć za parę robiła tylko Alex z Nathanem. Czułam się dumna, że udało mi się zmotywować chłopaka, by zagadał do mojej przyjaciółki, bo wydawała się być naprawdę zadowolona. Co prawda byli na etapie "nieśmiałego objęcia w kinie", ale pasowali do siebie wybornie.
      Nie zaniedbałam również April. Niemal każdego wieczoru wisiałam na telefonie, opowiadając jej nasycone szczegółami licealne historie, nie pomijając w tym wszystkim Harrego, który zwykle był ich głównym bohaterem.
     Zbliżało się również wielkie rozpoczęcie Igrzysk Teatralnych, a ja obiecałam Alex, że razem z Amy będziemy na widowni klaskać najgłośniej z całej sali. Nie miałam zamiaru jej zawieść, cokolwiek się wydarzy, lub cokolwiek powie mi Eyden. Poza tym Harry wykupił bilet zaraz obok mnie.


    
                                                                  
                                                                         ***
     
      Otworzyłam zaspane oczy, zbudzona przyjemną melodią, dochodzącą z mojego telefonu położnego jak zwykle na stoliku nocnym. Potarłam dłonią półotwarte powieki i zerknęłam na zegarek. To dziwne, bo nie przypominam sobie, bym nastawiała budzik na szóstą rano w sobotę...
     "Dziś Twój wielki dzień!<3" - wyświetliło się jako dopisek do budzika, który pojawił się ekranie.
   Cholerny Eyden! Albo jakimś cudem kontrolował mój telefon, albo wdarł się przez okno do mojego pokoju w nocy i musiał pogrzebać mi w komórce. Jedyne, czego nie miałam mu za złe, to to, że jako melodię budzika ustawił czołówkę z Titanica.
     Usiadłam na łóżku i zaklęłam cicho. Na radosnym zaproszeniu na bal widniała dzisiejsza data z dopisaną do niej godziną siedemnastą. Oznaczało to, że Eyden zjawi się u mnie mniej więcej w porze obiadowej. Chociaż nie byłam pewna, czy będę dziś w stanie cokolwiek przełknąć.
   Zaczęłam czuć w sobie lekki niepokój, który narastał we mnie z każdą chwilą, która zbliżała mnie do tego wydarzenia. Może dlatego, że nie miałam pojęcia, czego się spodziewać? Harry skutecznie wybił mi bal z głowy w ostatnim tygodniu, nie zdążyłam się nawet nim porządnie nastresować. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać, tym bardziej, że Regulamin skończyłam czytać na rozdziale z Balem, a dalej nawet nie chciało mi się zaglądać. Mam nadzieję, że nie przegapiłam jakichś istotnych informacji...
        Zanim zdążyłam zadecydować, czy może nie byłoby bezpieczniej doczytać pozostałe rozdziały w Regulaminie, zadzwonił mój telefon.
       - Halo? - westchnęłam w słuchawkę zaspanym głosem.
       - Z tego co słyszę, melodia z Titanica do końca cię nie wybudziła - usłyszałam znajomy, złośliwy chichot. Przewróciłam oczami.
       - Zamknij się. Od dziś zamykam okna na noc w całym domu - ostrzegłam. - A teraz powiedz mi łaskawie, co mam robić.
       - Chyba zapiszę w pamiętniku dzień, w którym stałaś mi się posłuszna.
       - Nie wkurzaj mnie, Eyden.
       - Dobrze, kochanie, dobrze. Masz w domu jakąś sukienkę? - spytał poważniejącym głosem.
       - Coś bym znalazła, ale w Regulaminie pisało, że jacyś styliści...
       - Twoi rodzice muszą być w pełni przekonani, że naprawdę idziesz na bal, bo on faktycznie odbędzie się w szkole, która zapisana jest w zaproszeniu. Bądź gotowa przed szesnastą, ubierz obojętnie jaką sukienkę, zrób sobie jakąś ładną fryzurę, zainscenizuj wizytę u fryzjera, cokolwiek. I tak prawie wszystko zostanie zmienione.
      Westchnęłam i pociągnęłam nosem. Nigdy nie czułam się tak zrezygnowana.
      - Płaczesz?
      - Nie, ale jestem załamana.
      - Będzie dobrze, skarbie! - Eyden zaśmiał się cicho. - Nie musisz się niczym martwić.
      - Naprawdę?
      - No w sumie to musisz... - przyznał nagle, jakby coś mu się przypomniało. - Ale nie mogę nic zdradzać, kochanie. Bądź piękna jak zawsze, do zobaczenia przed szesnastą!
      - Eyden, czekaj...
   Rozłączył się, a ja cisnęłam telefon na pościel, warcząc ze złości pod nosem. Wyląduję przez niego w wariatkowie, na pewno! Obiecuję, że jeżeli tylko znajdzie się okazja, w której będzie mógł mi za to wszystko zapłacić, z radością ją wykorzystam. Poza tym zmienię numer.
     Miałabym jeszcze sporo czasu, by się do końca wyspać i zrelaksować, jednak zmrużenie powieki choć na chwilę stało się niemożliwe. Wskoczyłam więc pod chłodny prysznic, by się orzeźwić i rozbudzić ciało po niespokojnym śnie. Nastawiłam program na porządny hydromasaż, a kiedy moje plecy były już dostatecznie rozluźnione i rozgrzane, nie pożałowałam sobie spróbować każdego olejku, który stał na półeczce i się do mnie uśmiechał.
     Umyłam dokładnie zęby, obmyłam oczy i rozczesałam włosy - wszystko, byle czas leciał odrobinę szybciej. Postanowiłam ubrać się w kremową sukienkę za kolana, którą założyłam ostatnio na wesele kuzynki, a włosy pozostawię bez żadnych eksperymentów i je po prostu rozpuszczę. A co ja się będę dla niego starać!


  
     Było kilkanaście minut po piętnastej, kiedy mama zapukała ostrożnie do mojego pokoju, a ja pakowałam fioletowe zaproszenie do małej czarnej torebeczki. Wolałam zabrać je na wszelki wypadek ze sobą. Uśmiechnęła się szeroko na mój widok i podeszła bliżej, unosząc dłonie w geście wzruszenia.
      - Pięknie wyglądasz! - powiedziała, przytulając mnie delikatnie, by czegoś przypadkiem nie naruszyć. Nie mam pojęcia czego, bo nie przesadziłam ani z makijażem, ani z fryzurą. Kilka kosmyków włosów spięłam, tworząc schludny efekt. - Pomóc ci w czymś?
      - Nie, dziękuję. Chyba już jestem gotowa - odparłam, uśmiechając się słabo.
      - Ten Evan, to miły chłopiec?
      - Eyden, mamo - poprawiłam. - Jest...w porządku.
      - Ale czy wy...tego...
      - Nie!  oburzyłam się, kreśląc rękoma wielki krzyż w powietrzu, by to dostatecznie zaznaczyć. - Absolutnie nie.
    Mama zarumieniła się, szczerząc zęby.
      - No przecież wiem, że ci się podoba... Przystojny z niego chłopiec - wzruszyła jednoznacznie brwiami, a mi zrobiło się słabo. Fakt, był przystojny. Jak diabli.
     Tata uparł się kilka dni temu, by upewnić się co do prawdomówności Eydena, i znalazł jego szkołę w Internecie. Na jednym ze zdjęć klasowych mój "przełożony" szczerzył sympatycznie zęby i kiwał do obiektywu, jakby nigdy nic. Oczywiście nie miałam żadnych wątpliwości, że był to po prostu niezły fotomontaż, jednak mama była nim zachwycona. Całe szczęście, że to wtedy nie ona z nim rozmawiała. Eyden miałby spore pole do popisu!
       - To tylko mój kolega, nie miał z kim iść na bal, więc poprosił mnie, a ja się zgodziłam. Koniec historii - sprostowałam i założyłam torebkę na ramię. Mama pokiwała ze zrozumieniem głową, lecz nie mogła powstrzymać się jednak od głupawego uśmieszku, który pojawiał się zawsze podczas tych nieszczęsnych rozmów o chłopakach. Przyłożyła dłonie do twarzy i zmierzyła mnie od stóp do głów uszczęśliwionym wzrokiem.
       - Jaka ty jesteś już duża... - wyszeptała ze łzami w oczach. - Wciąż pamiętam, jak...
  Nim zdążyła zacząć opowieść o historii mojej egzystencji, której wysłuchiwałam już z tysiąc razy, rozległ się przełomowy dzwonek do drzwi. Słyszałam go już mnóstwo razy, ale ten sprawił teraz, że mój żołądek podskoczył niemal do gardła. Odetchnęłam głęboko i upewniając się, że jestem na pewno gotowa, zeszłam z godnością w dół po schodach. Mama dreptała w kapciach za mną, snując pod nosem swój wywód o moim cudownym dzieciństwie.
       - Johny, zobacz jak twoja córka wygląda! - zawołała z dumą w głosie, a tata rzucił na mnie spojrzenie znad gazety. Uśmiechnął się i pokiwał głową z uznaniem.
       - Pierwsza klasa. - podsumował krótko i powrócił zmęczonym wzrokiem do czytania swojej ulubionej lektury. Jak na niego to i tak było wystarczająco.
     Wkroczyłam do przedsionka, zakładając po drodze buty pod kolor sukienki. Wybrałam te skromne, płaskie, bo po co mam się męczyć w tych wysokich, skoro i tak niedługo będę zmuszona je zdjąć. 
   Bojąc się spojrzeć przez wizjer, sięgnęłam po klucz w skrzyneczce i wzdychając z rezygnacją otworzyłam drzwi.
     Stanęłam na progu i mimowolnie dolna szczęka obsunęła mi się w dół.  Krótko mówiąc, opadła mi kopara.
     Nigdy nawet bym nie przypuszczała, że ktoś może wyglądać w garniturze tak bosko, jak Eyden teraz. Czarny, aksamitny materiał został idealnie dopasowany do jego umięśnionej, wyprostowanej postury i idealnie opadał na jego ramiona. Marynarka, zapięta od dołu zakrywała częściowo białą koszulę z czarnymi guzikami, natomiast na jej kołnierzu zawiązana została elegancka muszka. Ciemne włosy układały się perfekcyjnie na głowie, pieczołowicie ustylizowane żelem.
   Albo mi się zdawało, albo mama naprawdę pisnęła za moimi plecami.
    - Pięknie wyglądasz - Eyden uśmiechnął się olśniewająco i ujął moją dłoń, całując delikatnie jej wierzch. Wpatrywałam się w niego osłupiałym wzrokiem, malutkimi kroczkami postępując do przodu na ganek. Wyglądał naprawdę jak...Łał. - Witam panią. - brunet przeszedł koło mnie, otaczając mnie wonią niesamowitych męskich perfum i wszedł do przedsionka, by ucałować również dłoń mamy.
    Dopiero teraz zauważyłam, że przed domem stoi biały, lśniący, terenowy wóz. Dokładnie taki, o jakim zawsze marzyłam.
      - To jak, idziemy? - Eyden złapał mnie za rękę i wyciągnął delikatnie na schody. Podreptałam za nim, wysyłając co chwilę ku niemu zbite z tropu spojrzenia.
      - Miłej zabawy! - krzyknęła za nami mama, nie potrafiąc oderwać wzroku od mojego partnera. Prawdę mówiąc, ja też nie potrafiłam.
    Przeszliśmy dostojnie pod rękę po podjeździe. Eyden otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce za ekskluzywną kierownicą. Pokiwałam z uśmiechem mamie przez szybę na pożegnanie, a chwilę potem znaleźliśmy się już na szosie, zmierzając w nieznanym mi kierunku.
     Kiedy wyjechaliśmy boskim autem poza pole widzenia rodziców, chłopak przycisnął mocniej stopę do gazu. Oparł się wygodnie o fotel tak, by nie pognieść marynarki i uśmiechnął się do siebie z satysfakcją.
     - Wszystko pod kontrolą? - spytał, rzucając mi rozbawione spojrzenie. Zapięłam na wszelki wypadek pasy.
     - Tak, tak - bąknęłam. Jedno było pewne: nawet jeśli chodziło o jego wygląd, był mistrzem manipulacji. - A co jeśli wyjdzie na jaw, że nas nie ma na tym balu w szkole? - spytałam z niepokojem.
     - Nic nie wyjdzie. Nawet jeśli, skopiujemy ten kawałek czasu i nagramy go jeszcze raz, tym razem idąc na ten bal.
   Zaniemówiłam. Powiedział to z taką obojętnością w głosie, że aż ode chciało mi się dyskutować.
    - Gdzie jedziemy?
     Nie odpowiedział. Położył obie dłonie na kierownicy i skręcił nagle w prawo, w boczną uliczkę z nielicznymi domkami na końcu. Sprawnie zatrzymał samochód na parkingu w cieniu drzew i wyłączył silnik.
     - Co ty robisz? - spytałam zaskoczona, rozglądając się czujnie. Brunet zwinnie wyskoczył z samochodu i zanim się obejrzałam, otworzył drzwi od mojej strony.
     - Musimy zmienić środek transportu - wyjaśnił.
     - Ten jest nieodpowiedni? - zdziwiłam się.
     - Jest kradziony.
  Otworzyłam szeroko oczy i kurczowo zacisnęłam rękę na pasie. O czym on mówił?
     - Ukradłeś samochód?! - krzyknęłam, wbijając w niego wściekłe spojrzenie, niczym setki ostrzy.
  Eyden przewrócił oczami i nachylił się nade mną, odpinając sprawnie moje pasy. Wziął mnie pod ręce i wyciągnął pospiesznie z auta, jakbym była zwykłym piórkiem.
     - Powiedz to jeszcze głośniej, to na pewno ułatwisz sprawę. - zatrzasnął nogą drzwi samochodu i upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu pobiegł w drugą stronę, gdzie drogę zagradzała ściana lasu.
     - Odstaw mnie na ziemię! - zażądałam, zaciskając mocno ręce na jego szyi. Eyden tylko przyspieszył. - Gdzie mnie niesiesz? Eyden, do cholery! Złapie nas policja!
    Zdążyłam tylko zamknąć oczy, a brunet rzucił się błyskawicznym pędem w stronę lasu, w mgnieniu oka zanurzając się w jego soczystej zieleni. Biegł tak lekko, że kilkakrotnie zdawało mi się, że zatrzymaliśmy się w miejscu. Jednak za każdym razem, gdy uchylałam powiekę, by się tego upewnić, wciąż pędziliśmy leśną dróżką, chcąc opuścić gęsty las z drugiej strony.
     To było niewiarygodne - byłam do niego dość przyklejona, by słyszeć jego oddech, jednak ten był idealnie zrównany i spokojny. Eyden w ogóle się nie męczył.
     Po dobrych kilku minutach biegu wreszcie zatrzymaliśmy się, a brunet łaskawie odstawił mnie na ziemię, tuż przed wyjściem na ulicę główną. Byłam pewna, że zmęczyłam się bardziej od niego. Wyprostował sobie marynarkę, a ja poprawiłam końce sukienki.
     - Mogłam iść bez niczyjej pomocy - mruknęłam, podtrzymując się jego ramienia. Eyden zaśmiał się cicho i uniósł ramię tak, aby moje stopy zawisły w powietrzu i mogły uniknąć spotkania z kępami pokrzyw.
     Podążyliśmy dalej chodnikiem, zwracając na siebie uwagę większości przechodniów. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że każda dziewczyna, która szła obok Eydena, zatrzymywała na nim wzrok i puszczała go dopiero wtedy, gdy się mijali. Nie powiem - miałam z tego niemałą satysfakcję.
    - Załapiemy się na pociąg. - powiedział brunet i pociągnął mnie na znajdującą się nieopodal stację kolejową.
    - Jedzie w odpowiednim kierunku? - spytałam, studiując rozkłady jazdy. Sądziłam, że Eyden ma zamiar wybrać dla nas jakąś polanę, by tam otworzyć portal, jednak wzmianka o pociągu skreślała tę opcję całkowicie. Chłopak pokiwał głową i uśmiechnął się do siebie.
    - Nie jest ci chłodno? - spytał mnie. Faktycznie sukienka na ramiączkach na dzisiejszą pogodę nie była najlepszym trafem, jednak pokręciłam przecząco głową. Na sam jego widok robiło mi się gorąco.
    Nie minęło kilka minut, a nasz pociąg nadjechał, zatrzymując się na stacji. Razem z siedmioma gapiącymi się na Eydena dziewczynami weszliśmy do środka, zajmując miejsca stojące. Złapałam się za haczyk wiszący z sufitu, by nie upaść przy ruszeniu pojazdu, jednak pozostałe dziewczyny chyba z rozmysłem tego nie zrobiły. Kiedy tylko pociąg ruszył ze stacji, Eyden wszystkie z gracją złapał, chroniąc je przed upadkiem.
    - Co za żenada - mruknęłam do siebie, chcąc nie słyszeć ich głupkowatego chichotu.
    - Dasz mi swój numer? - zapytała jedna z tych pustych lal z różową szminką na ustach, śliniąca się czupa czupsem, z idiotycznym uśmiechem.
    Eyden posłał jej przepraszające spojrzenie i nagle odwrócił się w moją stronę.
    - Spadła ci torebka - zauważył. To dziwne, bo byłam pewna, że cały czas dzierżyłam ją w dłoniach. Schyliłam się, by ją podnieść, a gdy uniosłam głowę z powrotem do góry, zaniemówiłam.
     Wagon był pusty. Wszyscy pasażerowie wyparowali, pozostaliśmy tylko my - ja i Eyden.
     - Co się dzie... - nie zdążyłam nawet dokończyć mojego standardowego ostatnio pytania. Pociąg gwałtownie przyspieszył, sprawiając, że silniej musiałam się złapać mojego haczyka. Przylgnęłam kurczowo do szyby, próbując się zabezpieczyć przed upadkiem, lecz to, co zobaczyłam wstrząsnęło mną o wiele bardziej. Pociąg opuścił tory i wjechał na ulicę, potrącając po drodze samochody, drzewa i ludzi - wszystko, co stanęło mu na drodze. Pędziliśmy przez miasto, ślizgając się z iskrami po betonie, niczym tornado, niszcząc i taranując.
   Wrzasnęłam z przerażenia. Pojazdem tak trzęsło, że nie potrafiłam odnaleźć przytomnym wzrokiem Eydena. Czułam jednak na ramieniu ściśniętą kurczowo jego dłoń, która dawała mi choć cień nadziei, że to wszystko nie dzieje się naprawdę i pozwalała mi utrzymać się choć trochę przy zmysłach.
    Nasz pociąg osiągnął najwyższą prędkość, ledwo omijając wieżowce i budynki, a po chwili wzbił się w powietrze, niczym orka wyskakująca spod powierzchni wody. Krzyczałam jak idiotka, co chwilę boleśnie uderzając twarzą o szybę. Widziałam przez nią, jak unosimy się coraz wyżej i wyżej, pozostawiając miasto daleko w dole, aż wszystkie wagony znajdą się w powietrzu... Aż w końcu runęliśmy w dół, wbijając się w asfalt i zanurzając w sam środek ziemi, tworząc wokół nas jedną wielką katastrofę.






                                                                      ***
 
      Poczułam bolesne uderzenie w głowę, a potem okropne uczucie w stopach, które odczuwamy, gdy skoczymy na ziemię z dużej wysokości, a ból stopniowo przenosi się po nogach, chcąc amortyzować upadek. Przewróciłam się na ziemię, opadając na kolana.
     - Noemi, jestem tu. Noemi, wstań. - usłyszałam mocny głos nade mną, a po chwili silne ramiona Eydena uniosły mnie i przytuliły do swojej piersi. Poczułam nieznośną gulę w gardle, która pojawia się u ludzi tuż przed wybuchnięciem niekontrolowanym płaczem.
     - Co się stało? - wychrypiałam, błądząc oczami po ciemnym pomieszczeniu. - Gdzie my jesteśmy? W pociągu?
     - Nie, spokojnie, nie jesteśmy w pociągu - brunet widocznie był przygotowany na moją reakcję i chyba po raz pierwszy okazał mi współczucie i zrozumienie. Delikatnie głaskał mnie dłońmi po plecach, próbując uspokoić moje drgawki.
     Odetchnęłam spokojnie kilka razy i odkleiłam się od bruneta. Poprawiłam sobie automatycznie fryzurę i otarłam oczy, zapominając o głupim makijażu.
    Jak to się stało, że przeżyłam?! Przecież ten pociąg wyjechał z torów, latał i uderzył o ziemię... Czy ja jestem normalna?
     - Uwaga, zapalam światło - rzucił chłopak, a po chwili ostry błysk żarówek nad moją głową poraził mi oczy. Skrzywiłam się. - Już dobrze, nic się nie stało. - Eyden znów podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie. - Zobacz, pamiętasz to miejsce?
   Rozejrzałam się uważnie, a po chwili zorientowałam się, gdzie jesteśmy. Przede mną stały trzy pary drzwi, prowadzące do poszczególnych Redanów, które kiedyś Eyden mi pokazywał. Drewniane, metalowe i te najpiękniejsze - srebrne. Z tego co rozumiałam, pociąg okazał się być naszym portalem i dzięki niemu ominęliśmy schodzenie pod ziemię po piaskowych schodkach.
     - Eyden, czy...
     - Potem ci wszystko wyjaśnię, słonko - przerwał mi z troską w głosie. Coraz bardziej zaczął irytować mnie fakt, że choć podobno jestem tu najważniejsza, o wszystkim dowiaduję się ostatnia.
    Eyden znów mnie przytulił, a ja mocno go objęłam. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że on, to Harry. Że znów czuję się bezpieczna i wszystko idzie po mojej myśli, że wszystko znów jest normalne i piękne.
     Kiecy uchyliłam nieco sklejone od łez powieki, z przerażeniem zauważyłam, że przede mną stoją dwie tajemnicze postacie. Obie nie miły źrenic.








ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ

Ale ten rozdział długaśny :O Poniosło mnie xd Nie chciałam zostawiać nic na później - kolejny rozdział to bal ^^ Dziękuję wszystkim za cudne słowa i za coraz większą ilość komentarzy, czytelników i wbitek. Mam nadzieję, że każda z Was choć troszkę czuje się jak Noemi :) Informuję, że jesteśmy już w połowie hahah :D Jeśli którakolwiek z Was zna jakieś wydawnictwo, gdzie mogłabym wydać Second Breathe, proszę, powiedzcie mi o nim :c
 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania ! <3
   
   








  

 
     

   
  
    
  


  


      
    











piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 23

    Zacisnęłam zęby i ściskając w dłoniach biały Regulamin cofnęłam się z powrotem do drzwi. Najchętniej teraz zaszyłabym się lesie, usiadła na jakimś pniaku i tam na spokojnie zajęłabym się tą przeklętą lekturą. Chociaż nie - nie wiadomo, kiedy jakieś drzewo nie zachciałoby się na mnie "przypadkiem" przewrócić.
    Próbując za wszelką cenę uniknąć przeszywającego spojrzenia taty, który czujnie spoglądał na mnie znad gazety udając, że ją czyta, szybko wskoczyłam po schodach na piętro.
    - Kto to był? - zawołała mama z łazienki, najprawdopodobniej biorąc kąpiel. Położyłam dłoń na klamce i prychnęłam cicho do siebie. Cokolwiek powiem dzięki tacie prawda i tak wyjdzie na jaw.
    - Taki jeden. - ucięłam krótko i szybko wskoczyłam za drzwi mojego pokoju. Zamknęłam je ostrożnie i zajęłam miejsce na podłodze za szafą, tak, abym nie była widoczna od progu. Położyłam sobie Regulamin na kolanach i po chwili czujnego wpatrywania się w okładkę - zabrałam się do czytania.
     Pierwsze, co mnie przeraziło, to przeraźliwie mała czcionka. Cała książka miała z ponad czterysta stron, a wliczając w to te małe literki, przeczytanie jej zajmie mi więcej czasu, niż podejrzewałam z początku.
    Odetchnęłam głęboko i pomijając długi wstęp od autora (Ozyrysa i Izydy, rzecz jasna) zabrałam się do lustrowania spisu treści.
  1. Wstęp.
  2. Wstęp cz. II.
  3. Zanim zaczniesz...
  4. Wstęp cz. III.
  5. Krótkie wprowadzenie.
  6. Dodatek od Autora.


   Zachciało mi się płakać. Dlaczego to wszystko napisane było tak bardzo...formalnie i oficjalnie? Jakby nie mogli zrozumieć sytuacji, w którą mnie wrobili! Tym bardziej, że ten tom został przygotowany podobno specjalnie dla mnie. Czy tak trudno było im się dostosować do prostej szesnastolatki XXI wieku?
   
   " Zabrania się udostępniać niepowołanym Regulaminu..." - bla bla bla - " ...Zabrania się wprowadzać żadnych zmian w poniższych punktach..." "... Niedostosowanie się do przepisów grozi karą wywindowania..."
     A to jakaś nowość. Eyden nie wspominał mi dotychczas o żadnych windach.
 
   7. Twórz Przeznaczenie.
 "Proszę przyłożyć kciuk do wyznaczonego niżej miejsca." - zostało napisane zaraz na początku. Wahając się, przyłożyłam ostrożnie palec do małej rameczki z wymalowanymi liniami papilarnymi, które przekształciły się nagle dopasowując się do moich. Tusz na kartce w niektórych miejscach momentalnie się wymazał, a po chwili zaczęły pojawiać się w nich pisane litery "Noemi Edwards".
   Uniosłam brwi i odchrząknęłam cicho. Do tej pory nie wierzyłam, że istnieje coś takiego, jak magia, ale teraz bez wątpliwie miałam z nią do czynienia. Zostałam zidentyfikowana. Można by powiedzieć, że tak jakby się zalogowałam.
  
     "Do objęcia posady Głównego Stróża Linii Przypadków i Przeznaczeń oraz do roli Dyrektora Departamentu Końca Świata, została wytypowana ponad cztery tysiące czternaście lat temu Noemi Edwards. Proszę o wybranie hasła głosowego".
       Emm...
    - Koniki dwa - wypaliłam, mówiąc pierwsze lepsze słowa, które wpadły mi do głowy.

     "Dziękujemy za wybranie hasła. Odtąd proszę logować się za pomocą kciuka oraz hasła głosowego.
 
      Przeklęłam cicho. Główny Stróż Linii Przypadków i Przeznaczeń? Dyrektor-Programista Departamentu Końca Świata?! Jeżeli te tytuły były adekwatne do zadań, które miałam wykonywać, do naprawdę nieźle wdepnęłam. Od kilku lat nieudolnie starałam się zostać przewodniczącą samorządu szkolnego, ale co to takiego, skoro można być od razu jakąś dyrektorką programistką!

    " Od tej pory Twoim zadaniem jest tworzyć przeznaczenie, po ukończeniu stosownego szkolenia oraz treningu, trwającego od dwóch, do trzech tygodni. Wszelkich informacji na ten temat udostępni ci twój przełożony."
    Przełożony, w sensie, że Eyden? No błagam!

 "Czym tak naprawdę jest przeznaczenie? Otóż jest to splot pewnych epizodów i wydarzeń w życiu człowieka, który odbiera je jako całkowicie przypadkowe, jednak w rzeczywistości są one ściśle zaplanowane. Oczywiście nie u wszystkich. U mniej więcej jednej trzeciej żyć ludzkich puszczamy wodze ich losu, by toczył się według ich własnych potrzeb i aspiracji, bądź przekazujemy je bezpośrednio Aniołom Stróżom. Losy oraz przeznaczenia są wykorzystywane w późniejszych procesach do wyższych celów, którymi zajmują się poszczególne departamenty oraz wydziały. Z tego, co nam wiadomo Twoja wycieczka po Redanach wciąż trwa, a więc resztę informacji dowiesz się po pewnym czasie.
   Najważniejszą rzeczą jest odpowiednie podporządkowanie się do Scenariuszy, które zostały ulokowane w Twoim biurze w białych segregatorach, gdyż stanowią one główną podstawę Twojej pracy. Dajmy na przykład, pan Sullivan Johnson biega sobie po lesie, w ramach rannego joggingu, a za dwie godziny planuje wybrać się na spotkanie biznesowe. W jego scenariuszu napisane jednak zostało, by nie dotarł na nie, z powodu nagłej śmierci, bądź zaginięcia. I teraz do akcji wkraczasz Ty :) Twoim zadaniem jest wykonanie zgonu z jasno określonej przyczyny, albo możesz ją sobie sama wykreować, według upodobań i stopnia trudności. W każdym bądź razie - pan Johnson nie może dotrzeć na spotkanie.
   Dlaczego? Otóż kiedy pan Sullivan nie dotrze do biura, jego znajomy dajmy na to zabłyśnie na konferencji, będzie miał bardzo dobry humor i w ten sposób uniknie kraksy samochodowej, którą wykonałby, gdyby to pan Sullivan otrzymał wyższe wynagrodzenie. Oto cała filozofia: jeden wielki łańcuch."


   A więc to tak będzie wyglądać moja praca? Mam naprawdę zabijać ludzi, poświęcać ich życie, by dać je komu innemu, i tak w kółko? Przecież to chore!
 
     8. Sposoby działania + akcesoria.


"Do zminimalizowania, bądź spotęgowania uczuć oraz emocji, otrzymasz kilka fiolek ze specjalnymi oparami działającymi na podświadomość, oraz tym podobne sprzęty, które ułatwią Ci panowanie nad delikwentem..."
    
     9. Zgłoś się po pomoc.


"W razie niebezpieczeństwa lub nieprzewidzianych skutków ubocznych proszę zgłosić się do Biura Ochrony Pracowników, dzwoniąc pod numer 108 000 777..."
   
    10. Nagłe zlecenie - co robić?
    11. Jak dotrzeć do odległego miejsca zlecenia?


"Rzeczą oczywistą jest, iż Twoja praca nie będzie obejmowała obszarów Kanady, czy nawet Ameryki. Delikwenci są rozsiani po całym świecie, a Ci, którzy przypadną Tobie prawdopodobnie będą oddaleni nie raz o setki kilometrów. Do każdego zlecenia, zwykle na dole, dopisana jest krótka informacja o lokalizacji oraz sposobie dotarcia do osobnika. Z początku podczas swojej pracy będziesz widzialna dla oka ludzkiego, jednak po kilku tygodniach wprawy powinnaś nauczyć się sztuki wymykania się spod kontroli tego narządu. Jako środek transportu będzie służył ci między innymi pociąg, rower, parowiec, czy balon. Z czasem będziesz mogła podjąć się również szkolenia teleportacji, które w stu procentach ułatwi ci docieranie do odległych zakątków świata."


    12. Kiedy delikwent sprawia kłopoty...
    13. Biurokratyzacja. 
    14. System ochronny.
    15. Redany.


   Przewertowałam te rozdziały w mgnieniu oka, coraz szerzej otwierając usta. Aż czułam, jak niemałe przerażenie wdziera się na moją twarz, boleśnie ją usztywniając. Nie dotarłam nawet do połowy książki, a i tak pominęłam sporo wstępów, dodatków od Ozyrysa, czy sporych i obfitych opisów. Starałam się wyłapywać najistotniejsze rzeczy, resztę i tak później przeczytam. Będę musiała.
    
     31. Ceremonia Przyjęcia - Bal.
 
   "Jednym z najpopularniejszych świąt, czy festiwalów w naszych Redanach jest święto Membreco, czyli Przynależności, odbywające się co roku w egzotycznym Revano. To właśnie tam, w tym dniu na ulicach króluje tradycja, zabawa i wolność, a gwoździem programu jest słynna parada historyczna, ukazująca początki cywilizacji świata. 
    Z roku na rok wciąż przepowiadana jest również wiadomość o najwspanialszym z najwspanialszych balów, wyprawionym na cześć długo wyczekiwanego Przeznaczenia. Teraz, gdy zostałaś już odnaleziona, Wasza Wysokość, wieść o spełniającym się Balu została już rozsiana po wszystkich Redanach, a przygotowania do niego ku radości i gorączkowej niecierpliwości wszystkich zaproszonych mieszkańców, trwają już od szesnastu lat.
    Zgodnie z tradycją, Bal odbędzie się w Twojej Rezydencji, a jej wystrój jest już od dawna programowany przez najwybitniejszych architektów. Kreacja Waszej Wysokości zostanie szczegółowo omówiona ze stylistami, którzy od dekady mają już wszystko pod kontrolą.
   Zaproszenie, które otrzymałaś należy do Ciebie, jak i osoby towarzyszącej, jednak pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie wolno Ci zaprosić człowieka.
   Głównymi punktami programu są tańce, uroczyste przemowy, oraz słynny Test Gotowości."


    Koniec rozdziału? Jaki test gotowości? Czy to właśnie ten haczyk, o którym powiedział mi przed chwilą Eyden i którego powinnam się bać?
   Zatrzasnęłam Regulamin i przetarłam zmęczone od mikroskopijnej czcionki oczy. Miałam dość tych nowinek, jak na jeden dzień, teraz tylko huczało mi w głowie od ich natłoku. Rozejrzałam się po pokoju, szukając odpowiedniejszego miejsca, by ukryć tę nieszczęsną książkę tak, by tym razem nikt jej nie odnalazł.
   Podskoczyłam do biurka i ukucnęłam przy nim. Stał na nim jeszcze stary komputer z pudłowatym procesorem, który na tą chwilę był już naprawdę sędziwym staruszkiem. Stwierdziłam, że mama raczej nie zamierza go otwierać, więc ostrożnie odsunęłam klapę skrzyni pod biurkiem i wsunęłam do niej książkę, zadowolona ze swojej wspaniałomyślności. Teraz musiałam pamiętać tylko, by na wszelki wypadek nie włączać komputera.
    Opadłam na łóżko i ułożyłam głowę na miękkiej poduszce. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Przecież to takie nierealne, że...


    Sygnał przychodzącego sms-a z mojej kieszeni przerwał gorączkowe rozmyślania. Sięgnęłam po telefon i trzymając go nad głową trzęsącymi się rękoma, otworzyłam wiadomość od nadawcy, którego numer nie wyświetlił się na ekranie.


    Wiadomość zawierała zdjęcie, na którym klęczę przed biurkiem, usiłując wepchnąć Regulamin do skrzynki od komputera, zrobione dosłownie przed minutą. Poniżej dopisane zostały słowa:
                                            
                                                             "Duszno w tej twojej szafie."




     ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ


Jest już 23! :) Zbliżamy się do głównego wątku tej książki, mam nadzieję, że uda mi się jej pierwszą część zakończyć w wakacje :) Dziękuję Wam za tyle wbitek i komentarzy, naprawdę jesteście cudowni #Seconders. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Mam takie małe pytanko do Was:   Eyden vs Harry?   Piszcie w komentarzach swoje opinie, miłego dnia! <3







    
     
    
 



 
  
  

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 22

    - Mamo, zostaw! - zawołałam rzucając torbę na podłogę i w mgnieniu oka znalazłam się przy stołku, na którym stała, wpadając prosto na nią. Mama chwiejąc się niebezpiecznie uniosła ręce do góry w geście zaskoczenia, straciła równowagę i z hukiem przewróciła się na ziemię.
    - Jezu, przepraszam! - pospiesznie zamknęłam drzwi szafy i podałam jej rękę. - Nie chciałam...
    - Co ty, na miłość boską, wyprawiasz?! - mama ciężko podniosła się z podłogi, masując sobie dłonią plecy.
    - Wszystko w porządku?
    - Będę miała przez ciebie siniaki - skrzywiła się i obdarzyła mnie zezłoszczonym spojrzeniem. - Co to miało znaczyć? Szukałam okularków do nurkowania, chciałam wybrać się na basen.
    - Zaraz ci je podam.
 Zgarnęłam taboret, wskoczyłam na niego i sprawiając pozory, że szukam okularków, przetrząsnęłam całą półkę w poszukiwaniu tajnego Regulaminu. Zmarszczyłam brwi. Fala paniki spłynęła na mnie, niczym wiadro gorącej wody. Byłam pewna, że to właśnie tu go ukryłam, pod strojami kąpielowymi i ręcznikami, jednak teraz nie było po nim ani śladu. To niemożliwe, abym go zgubiła! Nie mogłam go zgubić!
    - Masz je czy nie? - głos mamy wyrwał mnie z gorączkowych myśli.
    - Tak, tak - bąknęłam. Podałam jej podłużne opakowanie, po czym ostrożnie zeszłam ze stołka. - Jeszcze raz bardzo przepraszam...
    - Coś ty taka dzika dzisiaj? Ukrywasz coś w tej szafie, czy co? - spojrzała na mnie podejrzliwie, cofając się do drzwi. Uśmiechnęłam się niewinnie.
    - Nie wiem, co mnie napadło.
  Kobieta pokiwała głową, chwilę jeszcze zatrzymała na mnie czujny wzrok i nareszcie opuściła mój pokój. Dopiero kiedy usłyszałam, jak stąpa po stopniach schodów na dół, znów dopadłam do taboretu.
   - Znajdź się, gdzie jesteś... - mruczałam sama do siebie, gorączkowo przetrząsając ręczniki i akcesoria na basen. Już wyobrażałam sobie minę Eydena, kiedy mu powiem, że zgubiłam Regulamin.
A co, jeśli się okaże, że był tylko jeden egzemplarz? Przecież on mnie zabije, jak nic!
    Zajrzałam jeszcze pod łóżko, do komody, a nawet przetrzepałam skrzynię na pościel - nic. Diabeł ogonem nakrył.
    Usiadłam na biurku po turecku, a na kolana wskoczył mi mój mały Dexter. Podrapałam go za uchem, powodując u niego cichy pomruk zadowolenia i wyciągnęłam z kieszeni telefon. A może by tak szybko skoczyć na własną rękę do pałacu w Redanie? Może znalazłabym drugi egzemplarz Regulaminu, podmieniła go i żyła dalej, puszczając ten nieszczęsny incydent w niepamięć?
    Nie. Nie byłam pewna, czy mam w sobie dość siły w obolałych nogach, by otworzyć przejście, poza tym Eyden na pewno dowiedziałby się o moich odwiedzinach. Ba, nawet sam Ozyrys. A wtedy miałabym poważny problem.
    Weszłam w kontakty i wbiłam wzrok w "Eyden<3". Postanowiłam schować dumę do kieszeni i po prostu zadzwonić, by dać się mu okrzyczeć. Fakt, to była tylko i wyłącznie moja wina, że zgubiłam Regulamin, więc powinnam ponieść wszelkie konsekwencje. Bóg wie, jak wielki błąd popełniłam.
     Nim zdążyłam wybrać jego numer, rozległ się dzwonek do drzwi.
     - Otwórz! - odezwał się głos mamy z łazienki. Zeskoczyłam z biurka i szybko zbiegłam po schodach, przytrzymując się chyboczącej się drewnianej poręczy. Przekręciłam klucz w drzwiach, nacisnęłam klamkę i stanęłam jak wryta.
     - Eyden? - wymamrotałam, gapiąc się na jego wściekłą twarz.
     - Jesteś sama? - spytał, zaciskając zęby. Pokręciłam przecząco głową, a ten złapał mnie za rękę i wyciągnął na dwór, zatrzaskując za nami drzwi. Pociągnął mnie na podjazd, tak, abyśmy byli częściowo zasłonięci od drogi kilkoma drzewkami.
     - Coś się stało? - spytałam niewinnie, oswobadzając się z jego uścisku, choć doskonale wiedziałam, o co chodzi. Eyden prychnął, sięgnął za pazuchę swojej skórzanej kurtki i pomachał mi przed nosem Regulaminem. Odetchnęłam z ulgą.
     - To ty go masz? Tak się bałam, że go zgubiłam...
     - Ty nie rozumiesz? - przerwał mi, zaciskając silnie palce na okładce grubej księgi. - W ostatniej chwili udało mi się to zabrać, zanim dostałoby się w niepowołane ręce!
     Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak zaraz je zamknęłam. Czegoś tu nie rozumiałam.
     - Jak wszedłeś do mojego pokoju? - spytałam, zakładając ręce na piersi. Rzucił mi obojętne spojrzenie.
     - Przez okno. Wiesz, co by się stało, gdyby twoja mama to znalazła? Nie jestem w stanie ci za każdym razem chronić skóry, Noemi! - jego głos załamał się, powodując twardą chrypkę. Wypuścił powietrze z ust, próbując się uspokoić.
     Chwila,  moment. Okno mojego pokoju znajdowało się co najmniej cztery, czy pięć metrów nad ziemią...
     - Przepraszam, będę go lepiej pilnować... - wyciągnęłam nieśmiało ręce po Regulamin. - Miałam go dobrze ukryte, to był po prostu przypadek...
     - Nie istnieje coś takiego, jak przypadek i powinnaś o tym wiedzieć - odparł sucho Eyden i wręczył mi książkę. - Masz niecały tydzień, by go przeczytać, jasne?
    Oplotłam Regulamin ramionami, bojąc się, że zaraz może mi wyskoczyć z rąk i uciec.
  Dziwnie się czułam, kiedy Eyden był taki zły. Nigdy nie sądziłam, że o tym pomyślę, jednak brakowało mi jego złośliwego uśmieszku i ciętych ripost, skierowanych do mnie przy każdej możliwej okazji. Teraz natomiast miałam wrażenie, że zaraz wyciągnie siekierę. Jego złość, słowa, aura bardzo mąciła w głowie. Niemal czułam, jak wpływa na moje myśli i rządzi moimi emocjami. Eyden był mistrzem manipulacji.
    - Nie jest ci gorąco w tej kurtce? - spytałam cicho, próbując nieco rozluźnić atmosferę.
    - Tak jest mi dobrze.
 Ciekawa byłam, czy ma chłodne dłonie. Ja gotowałam się w moim podkoszulku, a co dopiero on w tej skórzanej kurtce! Mimo to jego nieskazitelna twarz nie została zaburzona ani jedną kropelką potu, a idealnie postawione ciemne włosy wciąż zaskakiwały perfekcją.
    - Coś jeszcze? - wzruszyłam ramionami, rozglądając się na boki. Do naszych uszu dobiegł warkot silnika, a na podjazd wjechało auto, którego kierowcą był jeden z kolegów taty ze straży. Ojciec siedział na fotelu pasażera.
    Rzuciłam szybkie zaniepokojone spojrzenie w stronę Eydena, który momentalnie zorientował się w swojej sytuacji.
     Tata opuścił samochód, wymienił się słowami krótkiego pożegnania z kolegą, po czym ruszył w stronę ganku z lekkim uśmieszkiem na twarzy po udanym dniu. Złapałam bruneta za dłoń (naprawdę była chłodna), próbując pociągnąć go bezgłośnie głębiej w drzewka, by ojciec nas nie zobaczył, jednak już on dobrze wiedział, co chce zrobić.
    - Jak dobrze, że pan już jest! - wystarczyła sekunda, by wyraz twarzy Eydena zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni na pogodny, a głos stał się znów przyjemny i pełen uroku.
    Tata odwrócił się w naszą stronę, a uśmiech momentalnie spełzł z jego pokrytej drobnymi zmarszczkami twarzy. Podreptałam zrezygnowana za chłopakiem, trzymając za plecami Regulamin i modląc się w duchu, by znów nie przegiął.
    - O co chodzi? Noe, kto to jest? - spytał mnie tata, ostrożnie schodząc z ganku. Eyden pochylił elegancko głowę i obdarzył go mocnym uściskiem dłoni. Nim zdążyłam się wytłumaczyć z tego całego cyrku, brunet przejął pałeczkę:
    - Nazywam się Eyden Hoggarth. Chciałbym pana spytać, czy mógłbym wziąć tę uroczą damę na bal - uśmiechnął się szeroko, a mi opadła szczęka.
   Jaki bal, do cholery?! Co ten imbecyl znów wymyślił? Poza tym nigdy nie raczył mi wspomnieć, że ma jakiekolwiek nazwisko!
    - No... - tata wpatrywał się podejrzliwie to w chłopaka, to we mnie, zbity z tropu. Był szczerze zaskoczony postawą Eydena i doskonale to widziałam. Uśmiechnęłam się do niego słabo, ale tylko dlatego, by nie zacząć płakać. - To gdzie ten bal?
    - W mojej szkole, niedaleko stąd. Odbędzie się za tydzień. Wpadłbym po Noemi około osiemnastej, oczywiście odwiozę ją do domu o przyzwoitej porze. - jego głos był wprost ukojeniem dla uszu. On nie mówił - on mruczał, pieszcząc uszy każdego, kto go słuchał. Tata skierował pytający wzrok na mnie i westchnął.
    - Skąd się znacie?
    - Uczęszczam do szkoły Noemi na zajęcia teatralne, na których się poznaliśmy. - znów mnie wyprzedził. Faktycznie, aktor był z niego wyśmienity. - Czy otrzymam więc pana zgodę?
    Skrzywiłam się ze zrezygnowaniem. Po oczach taty widziałam nutę niepewności, bo taki już po prostu był w tematach z chłopakami - totalnie uczulony na ich punkcie. Kiedyś mnie to denerwowało, ale teraz modliłam się, by ta cząstka zdrowego rozsądku w jego umyśle zwyciężyła i zabronił mi gdziekolwiek pójść z tym pomyleńcem.
     - Dobrze. Tylko nie ma wracać za późno! - manipulacja Eydena przejęła rozum taty w całości. Nawet nie spytał mnie o zdanie! Halo, ja tu wciąż jestem!
    Brunet uśmiechnął się szeroko, podał dłoń tacie, który kiwając głową ze wzruszeniem w oczach zniknął w progu domu.
     - Co to za cyrk? - ryknęłam, kiedy drzwi za nim się zamknęły, czując, jak moja twarz czerwieni się ze złości. - Gdzie pójdziemy? Znów na jakiś cmentarz, gdzie będziesz obmacywał czyjeś groby?! Albo wywleczesz mnie na jakąś polanę i będziesz... - Eyden z uśmiechem zatkał mi usta dłonią, mocno przyciągając do siebie i zaplatając wokół mnie ramiona, by zabrakło mi tchu. Przytrzymał mnie tak z kilkanaście sekund, aż w końcu wyrwałam się z jego silnego uścisku, ciężko dysząc i łapiąc oddech.
     - To dla ciebie - spoważniał i wyciągnął z kieszeni kurtki fioletową kopertę.
     - Co to jest? - bąknęłam.
     - Zaproszenie na bal, głuptasie - odparł.
     - W twojej szkole?
  Parsknął śmiechem, obdarzając mnie pobłażliwym spojrzeniem.
     - Przecież ja nie chodzę do szkoły, skojarz fakty, Noemi.
     - Skłamałeś - mruknęłam, otwierając ostrożnie kopertę.
     - Ty również kłamiesz. Kłamiesz każdego dnia, by nasza tajemnica nie wyszła na jaw. Przyzwyczaisz się, bez obaw.
     Puściłam to mimo uszu. Wyciągnęłam z koperty ozdobne, starannie wykonane zaproszenie na bal.
     - U Ozyrysa? - spytałam sucho. Brunet pokiwał głową i nagle znalazł się blisko mnie, nachylając głowę do mojej twarzy.
     - I radzę przeczytać Regulamin, nim bal się rozpocznie - szepnął mi do ucha.
   Zanim zdążyłam podnieść głowę i wysłać mu podejrzliwe spojrzenie, Eyden zniknął.








  
  


   

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 21

     Obróciłam się przez ramię, sprawdzając, czy aby przypadkiem ktoś nie wybiegł za mną ze szkolnego teatru, chcąc ciągnąć niewygodną rozmowę, jednak za moimi plecami parking był niemalże pusty. Odetchnęłam głęboko i zwolniłam kroku. Dziś było naprawdę gorąco - byłam pewna, że temperatura przekraczała z łatwością dwadzieścia pięć stopni, a matka pogodynka nie skusiła się choćby na lekki, orzeźwiający wietrzyk.
     Postanowiłam, że zanim wsiądę do zaduszonego przez niemiłosierny upał samochodu, odpocznę chwilę w cieniu grubego liściastego drzewa, rosnącego nieopodal parkingu. Usiadłam tyłem do szkolnych drzwi, opierając się plecami o chłodną korę drzewa. Ukryłam twarz w dłoniach. Co ja dobrego narobiłam? Pocałowałam Harrego! Czy aby na pewno dobrze postąpiłam? Chyba za późno zdałam sobie sprawę z tego, że pocałunek pod tytułem "zamknij się" u chłopaków jest postrzegany zwykle jako proste wyznanie własnych uczuć. A co do moich nie byłam na tyle pewna, jakbym tego chciała...
     Poczułam kilkakrotną wibrację w kieszeni. Mrużąc oczy wyciągnęłam z niej telefon i wbiłam wzrok w wyświetlające się na ekranie "April".
     - Halo? - zaczęłam z uśmiechem, opierając głowę o pień drzewa. Zrobiło mi się strasznie głupio, że przez ten długi czas nie było mnie stać na chociaż jeden krótki telefon do niej. Jestem żywym wzorem przyjaciółki.
     - Czy my sobie przypadkiem czegoś nie obiecywałyśmy? - usłyszałam udawany bulwers jednego z moich ulubionych głosów na świecie. - Żyjesz tam?
     - Tak, wiem, strasznie cię przepraszam, po prostu... Zupełnie straciłam rachubę czasu. - wydukałam w telefon, maltretując trampkiem kilka kamyczków. Usłyszałam lekkie westchnięcie.
     - Powiedzmy, że ci wybaczam. Jak w szkole? Poznałaś kogoś fajnego, dzieje się coś ciekawego? - zasypała mnie gradem pytań i doskonale wiedziałam, co ma na myśli. Mojego chłopaka, oczywiście.  Szkoda tylko, że ze słowem "chłopak" potrafiłam skojarzyć tylko jednego. Gościa z imieniem na literę E.
     - Nie April, nic się nie dzieje. Jest... - zająknęłam się na chwilę. - Zupełnie normalnie.
     Ha! Szczerze mówiąc chyba dobrze wyszło, że nie rozmawiałyśmy przez ostatnie tygodnie. Komu jak komu, ale April wygadałabym wszystko.
     - Serio nie poznałaś nikogo w wielkim mieście? - w głosie mojej przyjaciółki na kilometr dało się wyczuć pełne rozczarowanie.
     - Odnalazłam mojego starego przyjaciela z dzieciństwa, Harrego Beatlowa, kojarzysz? Okazało się, że cudem chodzimy razem do szkoły.  - oznajmiłam, kiwając głową w zamyśleniu.
     - Tego z motorem?
     - Dokładnie tego.
    April mruknęła jednoznacznie w słuchawkę, śmiejąc się.
     - Podkreślam ci czerwoną kredką słowo przyjaciel - odparowałam, sama próbując sobie to wpoić do głowy. Mówiłam to raczej do siebie, niż do niej, chcąc to poukładać sobie w głowie. - Zaczynasz już jak Amy.
     - Jaka Amy? - oburzyła się April. - Znalazłaś sobie laskę na moje miejsce?
     - Gdzieżbym śmiała. Nikt mi nie zastąpi ciebie. - uśmiechnęłam się.
    Usłyszałam za plecami odgłos zamykanych drzwi i wychynęłam ostrożnie zza pnia. Z budynku szkoły wybiegł  Harry, łapiąc za kask swojego krwistoczerwonego motoru i wskakując na niego niczym na konia.
      Modliłam się w duchu, by nie zauważył mojego auta, które stało nieopodal. Na pewno próbowałby mnie odnaleźć i dokończyć naszą rozmowę, gdyby wiedział, że jeszcze się tutaj gdzieś kręcę.
     - Przepraszam cię, muszę już kończyć, zadzwonię najszybciej jak się da. - szepnęłam i wysłałam kilka buziaków w słuchawkę, rozłączając się szybko.
    April będzie na mnie wściekła, przecież obiecałam do niej dzwonić codziennie, a teraz rozmawiałam z nią zaledwie drugi raz. Koniecznie muszę z nią pogadać wieczorem i opowiedzieć jej wszystko. No... Prawie wszystko.
      Kiedy Harry zniknął za rogiem, pędząc na swoim błyszczącym rumaku, powlokłam się do swojego auta, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. Słońce wręcz paliło z nieba ostrymi promieniami, jakby chciało przeciąż nimi asfalt na pół.
      - Noemi, prawda? - usłyszałam za plecami czyjś aksamitny głos. Odwróciłam się zaskoczona i ujrzałam przed sobą znajomego z twarzy chłopaka, którego mijałam nieraz na korytarzu. Miał ciemne włosy, na których spoczywał czerwony full cap i był mniej więcej mojego wzrostu. Pokiwałam głową, a on uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
      - Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Nathan Butler - podał mi dłoń, a ja odwzajemniłam jego uścisk. - Harry to mój kumpel, pomagałem mu kiedyś zepchnąć twoje auto na pobocze, kiedy miałaś mały wypadek. - wyjaśnił, a ja momentalnie zrobiłam się czerwona jak burak.
    Znów przed oczami stanęła mi tamta budząca grozę w żyłach scena, podczas której najadłam się wstydu za te wszystkie lata razem wzięte.
    - Ah, tak... Miło mi - wydusiłam, spuszczając wzrok. Wciąż pamiętałam, jak się ze mnie wtedy śmiał, trzymając się ukradkiem za brzuch.
    - Zajmę ci tylko chwilkę. - zarumienił się nieznacznie. Spojrzałam na niego uważnie, poprawiając torbę na ramieniu.
    - Coś się stało?
    - Nie, nie - uśmiechnął się. - Przyjaźnisz się z Alex, prawda?
    - Tak, czemu pytasz? - po jego minie zaczynałam się już powoli domyślać, o co chodzi. Rzuciłam mu zachęcające spojrzenie.
    - Myślisz, że umówiłaby się ze mną do kina? - wypalił, podnosząc na chwilę czapkę z głowy i poprawiając niezdarnie ciemną czuprynę. Uśmiechnęłam się szeroko.
    - Jestem przekonana, że z chęcią się zgodzi - odparłam bez wyrzutów sumienia, bo wiedziałam, że Alex błądzi za nim na przerwach wzrokiem, choć bała się to przyznać. Nathan rozpromienił się. - Tylko powiedz to jej.
    - Tylko kiedy? - przygryzł wargę.
    - Jutro.
    - Jutro?
    - Jutro.
 Zaśmiał się, znów poprawił sobie włosy pod czapką i przytulił mnie pospiesznie.
    - Dziękuję ci - rzucił i szczerząc zęby odwrócił się i odszedł w kierunku bramy szkoły, podrygując.
  Patrzyłam za nim chwilę, zanim zniknął za murem i kontynuowałam swoją drogę do samochodu.
    - Powinnam otworzyć biuro matrymonialne - mruknęłam do siebie, wyciągając kluczyki z torby.
Otworzyłam na całą szerokość wszystkie drzwi auta, z którego buchnął na mnie powiew gorącego powietrza i pospiesznie uruchomiłam klimatyzację w środku. Odczekałam na moment, aż będzie można tam swobodnie oddychać, po czym zajęłam miejsce za kierownicą.
    Ruszyłam z miejsca parkingowego w stronę wyjazdu ze szkoły.
    - Proszę pani! Drzwi! - krzyknął za mną woźny, bez koszulki przemierzający ogród za budynkiem. Odkrzyknęłam mu szybkie "dziękuję" i czym prędzej zatrzasnęłam pozostałe drzwi samochodu.
 
                                                                        ***


    - Wróciłam! - zawołałam w przedsionku, kiedy dobiegł mnie znajomy zapach mieszkania, który był mieszaniną gofrów, farby i wody kolońskiej taty. Uwielbiałam ten zapach.
     Odłożyłam buty koło szafki i zawiesiłam klucze w skrzynce na ścianie.
  Salon był pusty, najwyraźniej tata jeszcze nie wrócił do domu, gdyż jego starannie złożona gazeta czekała na niego na parapecie kominka. Wspięłam się po schodach na górne piętro i przemierzywszy krótki korytarzyk wkroczyłam do swojego pokoju.
    - Mamo, co robisz? - stanęłam jak wryta na progu drzwi, kiedy kobieta stojąc na stołku szukała czegoś w mojej szafie na górnej półce. Tam, gdzie położyłam Regulamin.








ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ


Znów spóźniona ;_; Tym razem rozdział nieco dłuższy, mam nadzieję że nieco Was zaintrygował. Jak to powiedział Ozyrys - zaczyna robić się gorąco, wszystko się rozkręca no i Wy również :) Z każdym rozdziałem coraz więcej wejść, komentarzy też całkiem sporo (chodź mogłoby być i więcej :c ), ale w każdym razie bardzo Wam dziękuję i mam nadzieję, że nas będzie coraz więcej. Na asku dostałam kilka pytań, czy miałam kiedyś załamanie i chciałam zawiesić bloga. Moja answer - absolutnie nie! Ciągniemy to do samego końca i tak jak już mówiłam, po ukończeniu tego tomu zamierzam go dopieścić, nieco udoskonalić i poszukać wydawnictwa, a na koniec promować własną książkę *_* Marzenia, ale zawsze xd <3








   

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 20

    Zacienione ściany korytarza z początku sprawiały wrażenie, jakby niebezpiecznie przybliżały się do siebie z każdym krokiem w mrok, chcą zmiażdżyć śmiałka, który odważył się przemierzać lochy. Były blade i puste, nie wisiały na nich żadne obrazy, co było dość nietypowe, gdyż właściciel posiadłości miał raczej ozdobny gust i z dumą zawieszał w innych pokojach fotografie, między innymi z jego urodziwą małżonką. Ta część pałacu była jednak dużo mniej oficjalna.
    Białe drzwi na końcu mrocznego korytarza otworzyły się przed wyprostowanym młodzieńcem z burzą o brunatnej barwie starannie ułożonych włosów. Czarna skórzana kurtka uniosła się na ramionach, kiedy jeden ze służących zaprosił go gestem dłoni do środka. Bez zbędnych ceremonii, chłopak skłonił lekko głowę przed władcą i otrzymawszy pozwolenie, przysiadł na ozdobnym, skórzanym fotelu w kolorze piasku.
      - Myślę, że oboje wiemy, w jakim celu prowadzona jest ta rozmowa - zaczął Ozyrys, zajmując miejsce naprzeciwko. Mężczyzn dzielił niski stolik, na którym postawione zostały dwie filiżanki i talerzyk ulubionych ciasteczek.
     - Oczywiście. - odrzekł chłopak, kiwając głową. - Dziewczyna już wie.
     -  Przekazałeś jej podstawowe instrukcje?
     - Otrzymała Regulamin. W przyszłym tygodniu postaram się, by zaczęła już swoje praktyki.
     - Doskonale  - Ozyrys pogładził się w zamyśleniu po brodzie i pociągnął łyk herbaty z niebieskiej filiżanki. Przez uchylone okno wleciało ciepłe, suche powietrze, delikatnie poruszając białe firanki. - Nie stawiała żadnych oporów?
     - Mam nad nią całkowitą kontrolę - chłopak uśmiechnął się i rozsiadł wygodniej w fotelu. - Powoli docieram do jej wnętrza. Jesteśmy coraz bliżej siebie, wierzę, że w przyszłości mi to pomoże.
     - Nie wolno ci przekroczyć granicy - stwierdził ostrzegawczym tonem Ozyrys, unosząc lekko dłoń.
     Chłopak zmarszczył brwi.
     - Przecież miałem się do niej zbliżyć...
     - Miałeś się zbliżyć, by posiąść nad nią kontrolę i tylko i wyłącznie dlatego. Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jakie wyniknęłyby z tego, gdyby Noemi się dowiedziała? - władca nachylił się do przodu, ściszając głos. Brunet poruszył się niespokojnie.
     - Zdaję. Jestem ostrożny. Nie przekroczę granicy, a Noemi się nie dowie.
   Między nimi zapadła chwila głuchej ciszy. Sługa, który uprzednio stał przy tronie Ozyrysa został wyproszony za drzwi na czas rozmowy. Była to poufna konwersacja.
     - Czy System Trójkowy... Czy on zostanie wprowadzony? - odezwał się brunet, z chrypką w głosie po długim milczeniu.
    Władca spojrzał na niego uważnie.
     - Póki Noemi nie ujrzy wszystkich Redanów, nie potrafię tego stwierdzić. - odrzekł. - Mimo to, tak będzie lepiej dla wszystkich, system jest dokładnie opracowany.
     - Dla wszystkich?
    Ozyrys zmierzył go ostrym spojrzeniem.
     - Sytuacja w Advento powoli staje się nie do opanowania, musimy coś z tym zrobić. Wolę poświęcić te kruche istoty na Ziemi, niż kasować wcielenia.
     - Nie lepiej by było produkować więcej dusz?
     - Chłopcze, czy kiedykolwiek ktoś wytłumaczył ci, na czym polega wytwór duszy?
   Brunet ze skruchą pokręcił głową i wbił wzrok w kolana. Nie przemyślał swojego pytania.
     - Myślę, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Niech Noemi przygotuje się do swego zadania godnie i pogodzi się z swoim nowym życiem. Ze swoim przeznaczeniem, bo od dziś to ona je tworzy. - zakończył Ozyrys, wstając i wskazują ręką na drzwi. - I pamiętaj, że nie może się dowiedzieć. Zaczyna robić się gorąco, a przedstawienie musi trwać.
      Brunet kiwnął głową i kiedy miał już opuścić pomieszczenie, władca zatrzymał go.
     - A no i poinformuj dziewczynę o balu, który organizujemy na jej cześć. Odbędzie się za tydzień, ma być gotowa na to, co dla niej przygotowaliśmy...
     Wysłuchawszy tych słów, Eyden opuścił podziemny gabinet Ozyrysa i czym prędzej wybiegł z pałacu, by odnaleźć Noemi.




ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ


   Rozdział dość krótki, no ale cusz :) Nieco inaczej napisany, ale jeśli nie przypadł Wam do gustu, informuję, że następny będzie już normalny xd Czy ktoś może domyśla się, na czym polega tajemnica Eydena? ^^ :D Comment! <3 #Seconders