czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 15

    Jako pierwszy Redan do poznania Eyden wbrew moim protestom wybrał
Reveno, czyli próg wcieleń, które powróciły z ziemi. Najchętniej od razu odwiedziłabym moją rezydencję/pałac, lecz według bruneta kierunek zwiedzania jest tu ściśle zaplanowany i ustalony, włączając w to fakt, że w Atendo na chwilę obecną było zbyt niebezpiecznie.
   - Skąd się wzięły nazwy Redanów? - spytałam, zanim Eyden nacisnął klamkę drewnianych drzwi.
   - Z języka Esperanto. Łączy on mowę wielu ludów i narodowości, wydał się więc najodpowiedniejszy do posługiwania się nim tutaj, w tej mieszance ludności. Reveno, z tego języka oznacza Powrót.
   Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, wyprostowałam się i wzbiłam wzrok w klamkę. Eyden uśmiechnął się tajemniczo i opierając jedną dłoń na wygładzonym drewnie, pchnął je do przodu.
   Ostre światło wydostało się na zewnątrz i poraziło moje oczy. Zasłoniłam je dłonią i czując uścisk Eydena na przedramieniu postąpiłam kilka kroków do przodu i wkroczyłam w oślepiającą biel. Czułam się jakbym była w niebie. Brakowało tylko muzyczki z chóru kościelnego.
     - Witaj w Reveno. - usłyszałam i otworzyłam oczy.
   O mój Boże. To, co zobaczyłam mijało się z moimi wszystkimi wyobrażeniami o Second Breathe, o Drugim Oddechu. Razem z Eydenem staliśmy na wysokiej skarpie, a przed nami rozprzestrzeniała się przepiękna panorama najbardziej niesamowitego miasta, na jakie kiedykolwiek dane mi było spojrzeć. Do góry pięły się wieże z różnokolorowymi, błyszczącymi kopułami, w których przeważał kolor fioletowy. Zadbane mury budynków, okiennice i ogrodzenia sadów, ogrodów z drzewami o wielobarwnych koronach, palmy - wszystko to było starannie dobrane do klimatu tego miejsca. Na dole, wśród ulic powiewały fioletowe chorągiewki, a u większości przechodni dostrzegłam tego samego koloru części garderoby. Powietrze było ciepłe, niemal parne, a światło nabrało barwy pomarańczowej, zupełnie jak przy zachodzie słońca.
    - To jest... - wyjąkałam i podeszłam do barierki na skraju skarpy. - To jest przepiękne, Eyden. Naprawdę przepiękne.
    - Wiedziałem, że ci się spodoba - podszedł do mnie i uśmiechnął się, zapatrzony w panoramę egzotycznego miasta. Odetchnęłam czystym, świeżym powietrzem. Już chyba wiem, dlaczego nazwali to Drugim Oddechem.
    - Dlaczego akurat fioletowy? - spytałam, wpatrując się w coraz bardziej zaludniające się ulice.
    - To taki "narodowy" kolor, symbolizuje wolność, przestrzeń, zamiłowanie do piękna. Tutejsi mieszkańcy już nigdzie się nie spieszą, mają czas na sztukę, miłości, przyjaźnie. Przeżyli już swoje na ziemi. - odparł Eyden spokojnym głosem i pociągnął mnie za rękę. - Dziś obchodzą akurat święto Membreco, czyli Przynależności. Zobacz, co się dzieje na dole - kiwnął głową na tak bardzo różniący się od mojego świat za barierką.
    Zeszliśmy po stromych metalowych schodkach, prosto na jedną z ulic Revano. Na dole było jeszcze goręcej, zdjęłam więc bluzę i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Eyden również zdjął swoją skórzaną kurtkę.
     Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażałam sobie wcielenia. Spodziewałam się raczej półprzezroczystych postaci, duchów, zimnych widmo. Natomiast teraz stałam naprzeciw roześmianego, rozgrzanego tłumu zwyczajnych ludzi, może nawet wyraźniejszych od tych zwykłych na Ziemi.
    - Jak to możliwe? - wyjąkałam, kiedy nad moją głową przeleciał mały statek kosmiczny z łysym  czterolatkiem za sterem.
    - Wcielenia stąd są inteligentni, mieli całą wieczność na wynalezienie mnóstwa rzeczy, czy właśnie pojazdów. Tu trafili Einstein, Bell, czy Mikołaj Kopernik. Myślisz, że przebalowali te wszystkie stulecia? - Eyden uśmiechnął się szeroko. - Dziś większość sprzętów jest schowana. Membreco to głównie święto tradycji.
      Szepnęłam coś sama do siebie i rozglądając się na wszystkie strony ruszyliśmy ulicą.
    - Oh, przepraszam - rzuciłam, kiedy zafascynowana wpadłam na czarnoskórego mężczyznę, stając z nim twarzą w twarz. Uśmiechnął się szeroko, jednak chwile po tym obdarzył mnie zaskoczonym spojrzeniem i oglądając się co chwilę na mnie oddalił się.
    - On nie miał źrenic - szepnęłam Eydenowi, kiedy czarnoskóry był na tyle daleko, by mnie nie usłyszał. Wkroczyliśmy na chodnik i ruszyliśmy slalomem między palmami.
    - To normalne - wzruszył ramionami. - Źrenice to takie jakby czujniki, informujące, że w ciele znajduje się dusza. Wcielenia ich nie posiadają.
     Czyli dlatego ten facet tak dziwnie się na mnie spojrzał. Nie byłam jednym z nich.
   - Czyli masz w sobie duszę? - wpatrzyłam się w jego przenikliwie niebieskie oczy.
Zatrzymał się, przyłożył dłonie do oczu i wykonał zwinny ruch palcami.
    - Noszę soczewki - oznajmił i spojrzał na mnie czystym, błękitnym spojrzeniem, bez źrenic. Wyglądał tak nieludzko. Jakby był nieobecny, jakby na mnie wcale nie patrzył.
    - Nie masz w sobie duszy? - wypaliłam, zatrzymując się gwałtownie. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś wcieleniem?
     Spojrzał na mnie zaskoczony.
    - Nie jestem wcieleniem.
    - A więc kim? - spytałam, zbita z tropu.
    Z powrotem nałożył soczewki na oczy i szybko kilkakrotnie zamrugał.
    - Naprawdę cię to obchodzi? - ruszył dalej chodnikiem, a ja podążyłam za nim. Pokiwałam głową.
    - Jestem pół wcieleniem, pół człowiekiem. Nie mam duszy, bo nie należę do świata ziemskiego, nie żyję tam na stałe, wykonuję tylko poszczególne misje.
    - Po co ci soczewki? - zapytałam. Prychnął pobłażliwie.
    - A rozmawiałabyś z obcym gościem bez źrenic?
  Bąknęłam coś do siebie i spuściłam wzrok. Miał rację. Przybrał postać ludzką tylko po to, by się do mnie zbliżyć i przekonać do przyjścia tu. Byłam pod wrażeniem. Jak dobrze rozwiniętą musiał mieć siłę perswazji, by w tak krótkim czasie wywalić mi życie do góry nogami?
    - Zaczyna się. - powiedział brunet, kiedy już cisnęło mi się na usta kolejne pytanie.
   Dołączyliśmy do fioletowego rozkrzyczanego tłumu na ulicach, który rozstąpił się na dwie części, robiąc miejsce po środku ulicy. Nagle rozbrzmiały donośne salwy, naliczyłam ich aż siedem. Wcielenia zamilkły, jak ręką odjął, a po chwili znikąd dobiegła moich uszu piękna, skrzypcowa muzyka. Tłum włączył się w nią swoim niesamowitym, dobitnym głosem, wyciągając przed siebie lewe ręce. Zrobiłam to samo. Po dostojnym stylu melodii nie trudno było się domyśleć, że jest to hymn. Kątem oka zauważyłam, że Eyden również porusza ustami i zna jego trudne, skomplikowane słowa. Pozostało mi tylko stać prosto i się uśmiechać. Zamknęłam oczy, by oddać wrażenie jak wielki wpływ emocjonalny ma na mnie ta melodia. Wolałam się nie wychylać.
     Gdy śpiewy dobiegły końca rozległy się gromkie oklaski i okrzyki, a z kilkunastu stacji przy chodnikach w niebo strzeliły fioletowe fajerwerki, pokrywając niemal w całości niebo. Wysokie wieżowce w jednej chwili zaczęły pełnić funkcję telebimów i wyświetliły kolorowy obraz. Rozbrzmiała głośna, rytmiczna muzyka, rodem z brazylijskich filmów.
    - Co się dzieje? - krzyknęłam Eydenowi do ucha.
    - Parada - zawołał i przyłączając się do roześmianego tłumu zaczął klaskać i skakać w rytm muzyki.
    Stanęłam na palcach, przytrzymując się jego ramienia. Słońce zaczęło zachodzić, a niebo przybrało ciemniejszą barwę, gdzieniegdzie ukazując już lśniące gwiazdy. Atmosfera zrobiła się jeszcze gorętsza, przy ulicach zapalono bowiem ogniste pochodnie, nadające odpowiedni, egzotyczny klimat.
    Nagle na środek ulicy znikąd wparowało siedmiu ubranych w fioletowe kostiumy akrobatów, otwierających całą zabawę. Wykonywali po trzy salta w powietrzu naraz i kilkanaście gwiazd pod rząd. Publiczność zawyła z radości. Zaraz po nich w środek tłumu wmaszerowało z pięćdziesięciu ubranych w napoleońskie mundury Francuzów z werblami, wybijających szybki brazylijski rytm. Patrząc na telebim na jednym z wieżowców wydawało mi się, że prowadzący wojsko przypomina charakterystycznego swoim wzrostem Napoleona.
    Kolejni w paradzie okazali się być Neandertalczycy. Kilkunastu długowłosych mężczyzn i kobiet w przepaskach ze skór zwierzęcych na biodrach wbiegło na ulicę z pochodniami w ręku. Eyden pochylił się w moją stronę.
    - Parada ma na celu ukazanie od początku dzieje ludzkości, występują przedstawiciele wszystkich grup i narodów - wytłumaczył, widząc moją zdezorientowaną minę. Uśmiechnęłam się do niego słabo. Palce od stóp zdrętwiały mi od ciągłego skakania i stania na nich. Chłopak stanął przede mną i pochylił się, wyciągając w moją stronę ręce.
    - Wskocz mi na barana - krzyknął, próbując przebić się przez głośną muzykę. Zaśmiałam się i z ulgą usadowiłam się na jego plecach. Nie było sensu protestować - i tak by mnie nie usłyszał.
   Teraz widziałam o wiele więcej i o wiele lepiej. Kilka kobiet poszło w moje ślady i władowały się na swoich niezadowolonych facetów. Na ulicę wkraczała właśnie społeczność w białych szatach - Grecja. Rzucali na wszystkie strony kiściami winogron, dostałam jednym z nich w oko. Kilka minut później grała szlachta europejska, między innymi z polską flagą. Pochłonięta niesamowitą atmosferą wydarłam się na całe gardło i zaczęłam klaskać. Usłyszałam chichotanie Eydena.
    Japonia, Włochy, Zambia, wszystko to robiło na mnie tak ogromne wrażenie. Gdyby tak wyglądały lekcje historii, mogłabym uczyć się tego całe życie, a nawet dłużej, już jako wcielenie.
     Po około półgodzinie zlitowałam się nad moimi kolegą i zeskoczyłam mu z ramion. Nie dał po sobie poznać żadnej ulgi, ale mi samej robiło się już głupio.
    Nagle muzyka nieco ucichła. Wyciągnęłam szyję i zaskoczona stwierdziłam, że nie widać kolejnego orszaku.
   - Już koniec? - spytałam zawiedziona.
 Właśnie miał mi odpowiedzieć, kiedy muzyka zrobiła się trzy razy głośniejsza i szybsza. Wybuchły fajerwerki, a cały tłum dosłownie wlał się na ulicę, krzycząc, skacząc i tańcząc z kim popadnie. Straciłam równowagę i właśnie miałam wywalić się pod nogi Eskimosowi, ale Eyden złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Wszystko działo się tak szybko, klimat był rodem z karnawału z Rio de Janerio. Odruchowo złapałam Eydena za dłonie i śmiejąc się na głos zaczęliśmy tańczyć, skacząc i kręcąc się. Rozpuściłam włosy i zamachałam nimi kilka razy, naśladując dwie murzynki obok mnie.
  Przyznaję, tancerz z Eydena był z niego nie byle jaki. W dodatku wyglądał jak on - nieco naderwana przeze mnie biała koszulka, włosy na żel, czarne, smukłe spodnie. A ja? Pomarańczowy T-shirt, w dodatku kilka złamanych żeber i pełno siniaków na całym ciele. Ale zapomniałam o tym. Teraz czułam tylko potężne basy w żołądku, bicie serca w gardle, i intensywny perfum Eydena.
    Na moje szczęście muzyka po chwili zwolniła, ujarzmiając uliczne szaleństwo niczym dzikiego konia. Niektórzy rozeszli się do pobliskich knajpek, siadali na ławkach przy chodnikach, lub tworzyli pary na "parkiecie". Oddychałam głęboko, prawie spazmatycznie, próbując uspokoić moje wszystkie ograny. Miałam wrażenie, że wciąż tańczą i podskakują, domagając się jeszcze. Zwolniłam uścisk z rąk Eydena i już miałam odwrócić się, by zalęgnąć na ławeczce, kiedy chłopak przytrzymał mnie.
 Spojrzałam na niego zaskoczona, prawie dusząc się z gorąca. Uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie, obejmując w talii. Nie spodziewałam się tego po nim. Zdawałam sobie sprawę, że wyglądam jak przemoknięty szczur, jednak mimo to założyłam ręce w jego szyi i nim spostrzegłam kołysaliśmy się w rytm spokojnej, kajającej muzyki. Uspokoiłam oddech i oparłam głowę na jego twardym ramieniu. Przymknęłam oczy, wdychając jego świeży, orientalny zapach. Nigdy nie byłam jeszcze tak blisko niego.
    Muzyka ucichła. Otworzyłam oczy i podniosłam nieco głowę, nie zwalniając uścisku z jego szyi. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, czułam na sobie jego ciepły oddech. Wydawało mi się, że delikatnie, stopniowo nachyla się w moją stronę.
     - Sinjorinoj kaj sinjoroj, meti la reganto! - donośny głos w języku Esperanto rozległ się nagle po mieście, budząc mnie jakby z głębokiego snu. Odsunęłam się od chłopaka i rozejrzałam się uważnie.
     - Co się dzieje? - spytałam i stanęłam na palcach. Chłopak odchrząknął i również powiódł wzrokiem po tłumie, który znów rozstąpił się na dwie części.
     - Nadciąga orszak Ozyrysa.




*********************************
Z góry przepraszam za błędy, ale nie mam za bardzo czasu przez egzaminy, a i tak zadziwiła mnie długość rozdziału :o Mam nadzieję, że się podoba i że poczuliście tę brazylijską atmosferę, tak jak ja ^^
 CZYTASZ = SKOMENTUJ proszę :c <3
   

  


   

21 komentarzy:

  1. Aż mi się ciepło zrobiło <3 ja tam chcę! Eyden ulalala, niech do mnie też przyjdzie <3 Masz niesamowitą fantazję siostra i cieszę się, że w pewnym sensie przechodzimy przez to razem :D jestem z Ciebie dumna wiesz? :D Muzyka rewelacja zwłaszcza 34 minuta ;* Nie mogę się doczekać co będzie dalej <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. niezłe :D czekam na więcej ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskie *.* muszę się wybrać na taką paradę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się baardzo :3 ~A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział!
    Zapraszam na nowość na non-clamabit.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe <3 czekam na wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa fabuła, oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. CIEKAWIE PISZESZ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Orszak Ozyrysa ^^ Brzmi ciekawie :D W sumie zastanawiam się co będzie dalej... Skoro ona jest potomkinią Ozyrysa( jak się nie mylę), to jak to wszystko się potoczy :D
    Rozdział świetny ;)
    Pozdrawiam
    Seo

    OdpowiedzUsuń
  10. Juz myslalam ze sie pozaluja :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Podoba mi się Twój styl pisania :) Wstępnie przeczytałam tylko ten rozdział, ale jak tylko znajdę chwilkę przeczytam całość <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytam<3
    dodawaj częściej rozdziały jak byś dawała rade:-)
    Masz talent

    OdpowiedzUsuń
  13. ja poczulam, az mi sie tak milo zrobilo :)
    mam nadzieje, ze egzaminy dobrze poszly,
    jeju, jak ja lubie to opowiadanie :)))))
    nie moge sie doczekac cd :)
    PS zapraszam do mnie, juz trojeczka :)
    zagubiona-przez-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jednym słowem ; ŚWIETNE ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. ogg;3 mój ask ; http://ask.fm/kami_lol zaprasz mam nadzieję że kilka osób mine zaobs lub zostawi po sobie kilka like ;3 sory za błedy ;3

    OdpowiedzUsuń
  16. Szyper ;** I on? Łał *-* Chociaż on wrzucił ją pod ciężarówkę to teraz do SB pasują xd :3 Przyzwyczaiłam się do pisania ci w konie że świetny rozdział no cóż tak bosko piszesz wiec muszę ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. A już mieli się pocałować! xD

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja bym wolała, żeby była z Harrym <3
    Ciekawy rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń