poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 16

   Wtem na ulicę wkroczyli Egipcjanie. Mieli na sobie białe szaty przepasane na jednym ramieniu, a w rękach dzierżyli wysokie pochodnie. Ogień na nich nie rozwiewał się tak jak zawsze, tylko tworzył ognisty szkielet trójkąta. Szli równo, w dwóch rzędach, mocno uderzając stopami o ziemię przy każdym kroku, mimo że byli boso. Tłum zamilkł, i tak jak podczas hymnu wyciągnął do przodu lewe ręce, skłaniając lekko głowę w stronę zbliżającego się rydwanu.
    By go ujrzeć nie musiałam nawet stanąć na palcach. Wysoki na ponad dwa metry rydwan, ciągnięty przez trzy potężne, kare konie powoli przemierzał przez środek kłaniających się poddanych. Koła pojazdu płonęły żywym, gorącym ogniem, a na samej górze, trzymając wodze koni, stali oni.
    I tu się zdziwiłam. Przez chwilę miałam nawet wątpliwości, czy na pewno patrzę na odpowiednią, boską parę. Ozyrys, ubrany w również białe szaty ze złotymi ozdobnikami i wysoką czapką na głowie, wcale nie miał zielono-niebieskiej twarzy, tak jak ukazywali go w podręcznikach, czy filmach historycznych. Kolor skóry jego twarzy i rąk był dokładnie taki sam, jak i wszystkich Egipcjan na przedzie. Może był trochę bardziej oliwkowy, a od jego umięśnionych ramion wręcz biła siła i moc. Jakby one również płonęły.
   Chwila. One naprawdę płonęły! Płonęły fioletowym ogniem. Powyżej łokcia boga umieszczone były ogniste obręcze, dając efekt płonących ramion. Jakim cudem nie odczuwał bólu? Albo może jego poważna, zawzięta mina nie chciała po sobie zdradzić oznak ziemskich słabości?
    Powędrowałam wzrokiem dalej. Obok Ozyrysa stała jego żona, Izyda. I tu również zostałam zbita z tropu. Kobieta, majestatycznie machając dłonią do ludzi wcale nie miała głowy krowy, tak jak się spodziewałam od samego początku. Wręcz przeciwnie - od jej twarzy biło niesamowite piękno i spokój, którym emitowała na cały Redan. Wymalowane, duże brązowe oczy, choć były tak daleko, błądziły po całym tłumie i uśmiechały się. Kruczoczarne włosy opadały na oliwkowe ramiona, również przepasane białą szatą. Poczułam w brzuchu ukłucie zazdrości. Nie dziwię się Ozyrysowi. Jeżeli charakter miała tak samo nieziemski, jak i jej wygląd, to napiszę do wszystkich producentów podręczników historii i reżyserów i zagrożę im, że jeśli jeszcze raz przedstawią ją z głową krowy, to im zrobię krzywdę.
     - Zbieramy się - zarządził Eyden, kiedy po uroczystym przejeździe władcy tłum znów zmieszał się z szybką muzyką.
     - Już? - zapytałam z rozczarowaniem. Miałam nadzieję na jeszcze chwilkę egzotycznego szaleństwa.
     - To wszystko trwa do rana, jak już zaczniemy tańczyć, nie wyjdziemy stąd tak szybko - uśmiechnął się i pociągnął mnie za ramię, przepychając się przez las wyginających się w rytm muzyki ciał. Aż trudno było swobodnie złapać oddech, żeby czyjeś włosy nie wleciały ci do buzi.
    Kiedy wreszcie wybrnęliśmy na jeden z pustych chodników, nieopodal metalowych schodów, którymi tu zeszliśmy, rozległo się głośne bicie zegara.
    - Która jest godzina? - zamarłam. Kompletnie zapomniałam o bożym świecie, o moim świecie. Ile czasu mnie nie było w domu? Rodzice już na pewno wrócili i zachodzą w głowę, gdzie jestem. A tego, gdzie się teraz znajduję, wyjaśnić się nie da.
      - Spokojnie, kiedy wrócisz do domu będzie dokładnie taka sama godzina, kiedy go opuściłaś - oznajmił Eyden, prowadząc mnie po schodkach na górę.
      Odetchnęłam z ulgą.
      - Czyli to podróż w czasie?
      - Można to tak ująć, ale niestety działa tylko w jedną stronę. Kiedy jesteś na ziemi, czas w Redanach leci normalnie, bez przerw.
    Zmarszczyłam brwi. Czy ja dobrze zrozumiałam? Jeśli mam tu pełnić tak ważną rolę, to jak często będę miała tu przebywać, by zbyt dużo nie przegapić w królestwie? O ile można to tak w ogóle nazwać.


        Jeszcze chwilę spędziliśmy na skarpie, po raz ostatni podziwiając przepiękny widok nocnego Revano, po czym Eyden zatrzasnął za nami drewniane drzwi. Kiedy tylko to zrobił buchnął na mnie powiew chłodnego powietrza, po tylu godzinach spędzonych w egzotycznym klimacie. Szybko narzuciłam na siebie bluzę.
    - Załóż kurtkę. - powiedziałam do Eydena. Rzucił mi pobłażliwe spojrzenie.
    - Nie jestem człowiekiem, nie odczuwam zimna ani ciepła, tak jak wy.
Spojrzałam na niego ze zdumieniem.
    - To po co ci ta kurtka?
    - Dla picu. Wyglądam w niej bosko - rzucił mi szelmowski uśmiech, wzruszył ramionami i wyszedł kilka kroków wprzód. Podążyłam jego śladem, pocierając z zimna swoje ramiona.
    Tym razem, ku mojemu zdziwieniu stanęliśmy naprzeciw drzwi ze srebra. Dopiero teraz dokładnie im się przyjrzałam; na gładkiej, lśniącej powierzchni widniały ozdobne ornamenty i wyżłobione trójkąty. Przejechałam dłonią po ich fakturze. Były zimne jak lód, ale naprawdę przepiękne. Tym bardziej nie mogłam się doczekać, co kryje się za nimi.
     - To Destino? - zapytałam, nie mogąc oderwać oczu od lśniącego srebra. Eyden pokiwał głową.
     - To twoje przeznaczenie. Gotowa?
    Teraz wydawało mi się, że nigdy nie byłam bardziej. Jeśli za drzwiami kryje się coś, co ma być jeszcze lepszą atrakcją niż festiwal Membreco, to zapowiadało się na niezłą zabawę.
     Brunet uprzejmie ustąpił mi miejsca przy klamce. Ostrożnie ułożyłam dłoń na lodowatej kuli, zacisnęłam palce i wciągając powietrze pchnęłam z całej siły drzwi.
    Ponowny ostry biały błysk poraził mi oczy. Zakryłam je dłonią i tym razem pewnym krokiem ruszyłam przed siebie, torując sobie drogę drugą ręką. Szłam tak długo, aż stwierdziłam, że opuściłam krąg intensywnego światła. Poczułam na swoim przedramieniu dotyk Eydena, więc otworzyłam oczy.
     Przede mną rozprzestrzeniała się szeroka na kilka kilometrów najprawdziwsza pustynia. Ciepłe powietrze owionęło moje nogi, sypiąc drobnym piaskiem aż po oczy. Zaraz za pustynią dostrzegłam w oddali widoczne skrawki zieleni i fragmenty zabudowy rozpoczynającego się miasta, natomiast po prawej stronie rozpoczynały się labirynty głębokich wąwozów.
    - To dopiero początek - Eyden uprzedził moje pytanie, widząc, że jestem nieco zbita z tropu. - Zagwiżdż.
    - Nie umiem gwizdać - odparłam, patrząc na niego ze zdumieniem. Westchnął.
    - Wydmij usta i wypuść powietrze, to proste.
   Posłusznie wykonałam przedziwny manewr wargami i spróbowałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, przypominający gwizd. Moje starania zakończyły się jednak jedynie opluciem Eydena śliną.
    - Czy to koniecznie ja musze gwizdać? - spytałam z nadzieją w głosie. Mina chłopaka była po prostu bezcenna. Otarł sobie zaślinioną przeze mnie twarz dłonią i rzucił mi zniecierpliwione spojrzenie. Wyszedł kilka kroków wprzód, przyłożył palce do ust i głośno, czysto zagwizdał. Odwrócił się w moją stronę i skłonił się lekko z drwiną na twarzy. Zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakąkolwiek ripostę, usłyszałam za plecami zbliżające się dudnienie. Odwróciłam głowę i otworzyłam szeroko oczy.
    Prosto na mnie pędziły dwa wielkie śnieżnobiałe tygrysy, ciągnące lśniący rydwan. Nawet nie pomyślałam, żeby się ruszyć z miejsca, by nie zostać przez nie stratowaną, jednak wytresowane zwierzęta zatrzymały się tuż przed moimi stopami, szczerząc długie kły. Z bliska były jeszcze przerażające i ogromniejsze, ich łby sięgały mi niemal do klatki piersiowej. Spojrzałam z niedowierzaniem na Eydena, który pogłaskał jednego z nich po pysku.
    - Wskakuj - powiedział, po czym zwinnie wskoczył na rydwan, biorąc do rąk wodze. Ostrożnie obeszłam śnieżnobiałe potwory, zachowując bezpieczną odległość i również zajęłam miejsce w rydwanie.
    - Kto je przysłał? - zapytałam zaskoczona.
    - Zapewne przygotował je Ozyrys, na wypadek, gdybyś w końcu przybyła. Ale znając jego twarde serce, bardziej spodziewałbym się tego po Izydzie. Na pewno by nie chciała, byś łaziła po tej pustyni pieszo.
    Pokiwałam nieprzytomnie głową i zdjęłam bluzę, rzucając je w nogi rydwanu. Robiło się coraz goręcej.
    - Pozwól, że to ja będę powoził.
 Eyden szarpnął gwałtownie za wodze, a tygrysy momentalnie popędziły przed siebie, daleko wyrzucając swoje wielkie, białe łapy.
   Moje pierwsze wrażenie? Z początku byłam pewna, że urwało mi głowę. Nie mam pojęcia, ile sił muszą mieć te tygrysy, by unieść rydwan, mnie, chłopaka śmiejącego się obok, i jeszcze tak zaiwaniać. Rydwan podskakiwał na kamieniach jak plastikowy samochodzik-zabawka na chodniku, pozostawiając po sobie chmurę gęstego piaszczystego pyłu. Z całej siły zacisnęłam dłonie na bocznych poręczach ze strachu, by nie wypaść. Kilka minut później, kiedy moc pędu zmusiła mnie, bym podniosła głowę, sama z siebie zaczęłam się śmiać, łapiąc powietrze otwartymi ustami. Pierwszy raz w życiu gnałam tak szybko, i to jeszcze przez pustynię. Wreszcie zrozumiałam, o co chodzi w tym całym wietrze we włosach. Eyden zresztą chyba też, bo z tego co widziałam kątem oka, cieszył się i śmiał jak małe dziecko.
    Minęło może z kilka kolejnych minut, a my już byliśmy po drugiej stronie gorącej pustyni, stopniowo zwalniając szalone tempo. Kiedy tygrysy nareszcie się zatrzymały, podniosłam bluzę z ziemi i trzęsącymi się nogami opuściłam rydwan, rzucając się plecami na ostatki miękkiego piasku. Jedyne, czego mój ciężko oddech teraz nie zagłuszał, to bicie serca, które ostatnio coś za często gościło w gardle. Czułam, że jeszcze chwila i zobaczę swoje śniadanie.
    Odetchnęłam głęboko i usiadłam na piasku. Eyden odprawił oba śnieżnobiałe tygrysy krótkim gwizdnięciem i podszedł do mnie z uśmiechem.
    - Nie mów, że masz chorobę lokomocyjną - zadrwił. - Na motorze Harrego zasuwałaś równo.
    - Wiesz, może z Harrym po prostu czuję się bezpieczniejsza - odgryzłam się i podniosłam ciężko z ziemi.
    - Wątpię, żeby Harry mógł cię obronić tak, jak ja.
    - Tak się składa, że właśnie przed chwilą prawie złamałabym sobie kark, gdybym wyleciała z tego rydwanu. Krzyczałam, żebyś zwolnił.
    - Nie panowałem nad tygrysami - odpowiedział. - One biegną swoim tempem, są tylko posłannikami, które mają wykonać swoje zadanie.
    - Doprawdy? Zatem rambo pogromca z ciebie nieziemski - uśmiechnęłam się do niego złośliwie i odwróciłam w stronę pasa zieleni, którego widziałam już na samym początku.
    Teraz, z bliska wyglądał on jednak zupełnie inaczej. Tak jak w Revano, staliśmy na stromej skarpie z niską barierką na końcu, do której od razu podeszłam.
     Widok, tak jak się spodziewałam, był po prostu niesamowity. Panorama miasta była jednak nieco inna, niż w Revano. Tutaj stało znacznie mniej wieżowców, pubów i innych zbędnych budynków atrakcji, których było pełno w tamtym Redanie. Architekci tego miasta postawili na jasne, klasyczne budowle zwykle podparte kolumnami i nieliczne domy, zbudowane najczęściej z jakiejś  nieznanej mi białej zaprawy. Przypominały trochę te z greckich miast, nad morzem. W dole z daleka ujrzałam wiele kwitnących na różowo jabłoni, górskie strumienie, łąki usiane kolorowymi kwiatami, a na samym horyzoncie pasmo ośnieżonych u szczytu przepięknych gór. Nigdzie jednak nie mogłam dostrzec czegoś, co według moich wyobrażeń pasowałby na rezydencję.
    - Schodzimy? - oderwałam się od przepięknego widoku i zwróciłam się w stronę Eydena. Chłopak stał kilka metrów za mną z rękami w kieszeniach, wpatrzony w nieznany mi punkt na horyzoncie. Spojrzał na mnie chłodniejszym wzrokiem, niż zwykle i pokiwał głową.
     Od kiedy to osoba bez uczuć może zostać urażona? To on zaczął tę kłótnię i dobrze wiedział, jak wspomnienie o Harrym się skończy. Szukał po prostu złośliwej zaczepki, więc ją dostał. Prosto w twarz.
     Zeszliśmy po metalowych krętych schodkach w dół i znaleźliśmy się na małej zielonej polance, na samych obrzeżach miasta. Kilkaset metrów dalej stała wysoka brama i rozpoczynała się pierwsza ulica Destino, do której stąd prowadziła wydeptana polna dróżka. Już miałam na nią wkroczyć, gdy nagle wszędzie zrobiło się zupełnie ciemno.
     Ni stąd, ni zowąd usłyszałam tuż za plecami donośne rżenie konia. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Przed moim nosem stały dwa osiodłane kare konie.
   - Co się stało? - rozejrzałam się ostrożnie, podchodząc po omacku bliżej Eydena.
   - Zarządzono noc - odparł chłopak i wbił wzrok w niebo. Faktycznie, na ciemno granatowym sklepieniu dostrzegłam pojawiających się nieśmiało kilkanaście lśniących gwiazd. Za bramami miasta w oddali rozbłysły nocne lampy i przydrożne latarnie.
     - Dalej jedziemy na koniach? - zapytałam i pogłaskałam po łbie ogiera stojącego bliżej mnie.
     - Prosto do rezydencji, miasto zwiedzimy kiedy indziej. - Eyden, wyraźnie nie w humorze zwinnie dosiadł swojego konia i włożył stopy w strzemiona. Kiedy byłam mała ojciec zapisał mnie na wakacyjne lekcje jeździectwa, więc ten temat nie był mi zupełnie obcy. Usadowiłam się wygodnie w miękkim siodle i zaciskając łydki po bokach zwierzęcia, ruszyliśmy nocą przed siebie.




             ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ
Wreszcie jestem po testach, więc rozdziały będą mam nadzieję dodawane szybciej :D Standardowo: mam nadzieję, że rozdział się podobał, bla bla bla, miałam go zakończyć w innym miejscu, ale o tym przekonacie się już w następnym rozdziale :)
                                                   CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Czekam na opinię właśnie od Ciebie! <3


   


   
    
    
    


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         
   

15 komentarzy:

  1. Boskieeee *.* Ale ty masz wyobraźnie kobieto :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak każdy rozdział, podobało mi sie straszenie ;)
    czekam z niecierpliwością na następne ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie napisane. Nie ma zbyt wielu błędów technicznych, czyta się przyjemnie. Oby tak dalej. C:

    OdpowiedzUsuń
  4. No to ciąg dalszy proszę <3!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to <3 kocham twoj no nwm jak to powiedziec tak jakby sposob pisania :) mam nadzieje ze ci dobrze testy poszly :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne ! :)
    czekam na kolejny rozdział ;)
    zapraszam do mnie : http://always-i-dont-know-what.blogspot.com/2014/04/rozdzia-2.html troszkę czasu minęło, ale zapraszam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. cuuuuudo <3 wyobraznie to ty masz kobieto xd nie moge sie doczekac cd :)
    pisz szybciutko, jak testy?
    zapraszam tez do mnie na czworke :
    zagubiona-przez-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję wszystkim za cudowne komentarze #Seconders! <3 Testy poszły mi całkiem dobrze, dziękuję bardzo za troskę haha xd :) <3

    OdpowiedzUsuń
  9. No, podoba mi się :D (y) Spokojnie możesz zacząć książki pisać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Masakra *.* Skąd ty bierzesz taki pomysł ? ;* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :* Pomysł jest połączeniem moich kilku poprzednich książek-niewypałów :) Mam nadzieję, że się podoba :)

      Usuń
  12. Boziuu <333 pfff... ejhdjsbvuhfg uvyuarbugayuunrghnvytgry Boskie <3 **O**

    OdpowiedzUsuń