piątek, 23 maja 2014

Rozdział 19

   Otworzyłam oczy kilkanaście minut przed budzikiem, zbudzona radosnymi promieniami słońca wpadającymi do mojego pokoju, tworząc tym samym piękną, letnią poświatę. Przetarłam powieki, nie mogąc wyjść z podziwu jak bardzo kontrastowała ona z moim dzisiejszym nastrojem. W mojej głowię kłębiło się od szarych, suchych informacji, które nękały mnie przez całą noc.
        Dopiero kiedy moich uszu dobiegł irytujący dźwięk budzika zmusiłam się, by usiąść na łóżku i przemyśleć na spokojnie wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin, choć sama nie potrafiłam rozróżnić, które zaistniały naprawdę, a które mogły okazać się tylko moim głupim snem. Głowa pękała mi z bólu.
    Wczoraj, kiedy opuściliśmy rezydencję, Eyden utworzył na polanie za bramą ogrodu portal powrotny, również w postaci piaskowych schodów i upewniwszy się, że na pewno nikogo niepowołanego nie ma na górze, wydostaliśmy się na powierzchnię.
   Wszystko zastałam tak, jak i pozostawiłam. Nim brunet pomógł mi dokuśtykać do domu, za rogiem ulicy właśnie znikała Alex, którą Eyden niefortunnie wkręcił na temat  naszej "randce" w teatrze. Podczas gdy dla niej nie minęło dziesięć minut, ja zdążyłam w tym momencie skoczyć na niezłą imprezę pod ziemią, przejechać się rydwanem po pustyni ciągniętym przez białe tygrysy i posiąść na własność pałac. No i oczywiście przewrócić sobie życie do góry nogami.
     I wtedy coś spłynęło na mnie niczym kubeł zimnej wody. Zaczęłam sobie wszystko przypominać.
Wczoraj oficjalnie zostałam poinformowana, co jest moim przeznaczeniem i do czego jestem tak naprawdę potrzebna. Do zabijania. Miałam być mordercą! Na samą myśl o tym dostawałam chorobliwych drgawek.
      Przecież ja miałam problem, by dobić zdychającą na parapecie muchę, a co tu dopiero mówić o ludzkim życiu! Zawsze uważałam i tak mnie nauczono, że życie to największy skarb, jaki ktoś może kiedykolwiek otrzymać za darmo, bez oceniania. Zrozumiałam to kiedy byłam małą dziewczynką -  byłam wtedy przypadkiem świadkiem wypadku samochodowego na jednej z pobliskich dróg. Pamiętam, że na ulicy stały dwa kompletnie rozharatane auta, a między nimi leżał czarny worek, o długości może metra. Pośrodku ulicy bezczynnie leżał samotny, maleńki, sznurowany bucik dziecka.
     Jakim więc potworem muszę się stać i do czego jestem zmuszona się posunąć, by ten dar bezkarnie odbierać?
   
                  ***
   
       Do Regulaminu, którego upchnęłam na najwyższą półkę w szafie i szczelnie przykryłam strojem kąpielowym, by nie dostał się w niepowołane ręce, nawet nie zajrzałam. Do samego wieczora starałam skupić myśli na lekturach, szkole, zajęciach i pracy domowej, której zadane miałam po uszy. Próbowałam dodzwonić się także do Harrego, ale najwyraźniej miał wyłączony telefon, lub po prostu był na mnie nieźle wkurzony i ignorował moją troskę, która rosła z każdą godziną.
     Mimo to spędziłam przyjemną końcówkę słonecznego dnia z obojgiem rodziców, napajając się chwilą rodzinnej, tak bardzo rzadkiej jedności. Udało nam się nawet chwile pograć w chińczyka, zanim tata dostał pilne wezwanie z pracy.
    Albo mi się zdawało, albo faktycznie zarówno mama, jak i mój ojciec powoli tracili wzajemny dystans i uprzedzenie do siebie, z czego bardzo się cieszyłam. Kto wie, co może z tego wyniknąć?
    
      Nazajutrz do szkoły pojechałam srebrną Toyotą, doskonale pamiętając już drogę obok pobliskiego lasu i ogromnej fabryki butów. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, gdy zaparkowałam auto, to oczywiście krwistoczerwony motor, postawiony przy murku w cieniu drzew. Miałam szczerą nadzieję, że spotkam Harrego w szkole i znajdę choć chwilę, by przestać się w końcu martwić i mu wszystko wyjaśnić. Znaczy wyjaśnić to, co mogłam.
 
     - Noemi wszystko dobrze? - spytała mnie Alex, mrużąc podejrzliwie oczy, zaraz na początku angielskiego. Uśmiechnęłam się niewinnie. Po wczorajszej akcji z Eydenem musiała być nieźle zaskoczona.
     - Oczywiście.
     - Kim był ten chłopak? Znasz go? - chyba mi nie uwierzyła. Miała pełne prawo, by uważać, że Eyden nie jest typowym miejskim chłopakiem.
     - Jasne, to mój stary kumpel, przyjechał mnie odwiedzić z Kanady - powiedziałam przez ściśnięte gardło, uśmiechając się słabo. Czułam się naprawdę podle, wymawiając te kłamstwa w żywe oczy, w dodatku do Alex. Amy również rzucała mi niepewne uśmiechy z drugiego końca sali, splatając i rozplatając na przemian dłonie. Byłam pewna, że już o wszystkim wiedziała.
     - Chyba cię będę częściej odprowadzać do domu. - stwierdziła z namysłem Alex, wyciągając książki z torby i kładąc je przed sobą na ławkę.
     Zaśmiałam się serdecznie, choć poczułam w pełni usprawiedliwioną grozę w żyłach. Kto wie, co wydarzy się w najbliższym czasie? Moje przyjaciółki nie są przecież głupie. Doskonale wiedzą i widzą, że coś się święci, a to oznacza, że naprawdę muszę mieć się na baczności, dla ich bezpieczeństwa.
     - Jak się czujesz? Boli cię coś? - moja przyjaciółka zmierzyła zatroskanym wzrokiem bandaż na moim lewym przedramieniu, którego wyniosłam ze szpitala po wypadku.
     - Wszystko dobrze, wracam do formy. Właśnie, jak przygotowania do przedstawienia? Słyszałam, że niedługo premiera! - zmieniłam zwinnie temat.
     - Dziś mamy przedostatnią próbę, zaraz po lekcjach. Wpadniesz?
 Pokiwałam z uśmiechem głową i zadowolona zajęłam się analizą wiersza. Młoda nauczycielka rozpoczęła swoją lekcję.



     Na każdej wolnej przerwie rozglądałam się uważnie za Harrym, jednak nie zauważyłam go ani razu. Kiedy przyszedł czas na hiszpański, na który chodziliśmy razem, poinformowano nas o nieobecności wykładowcy, toteż zostaliśmy zwolnieni z ostatniej lekcji. Wiarygodność faktu, że go dziś już nie zobaczę rosła z każdą chwilą, postanowiłam więc, że zadzwonię do niego po powrocie do domu, z nadzieję, że odbierze.
    Godzinne okienko przed próbą spędziłam razem z Amy i Alex w szkolnym bufecie, zajadając sałatkę.
     - Więc, ten twój kolega z Kanady, na ile tu zostaje? - spytała Amy sepleniąc, kręcąc się na obrotowym krześle, z buzią pełną sałaty. Spojrzałam na nią uważnie.
     - Nie mam pojęcia. - przygryzłam wargę. Jedno kłamstwo ciągnie za sobą drugie, a dziewczyny z całą pewnością połknęły haczyk. Byłam pewna, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
     - Nie chcesz mnie z nim poznać? - uniosła zaczepnie brwi i dała Alex porozumiewawczego kuksańca w bok. Dziewczyna zaśmiała się.
     - Jest nieziemsko przystojny - wypaliła, kiwając z podziwem głową. - Jaki jest? Eyden, racja?
     - Eyden, jakie imię...- rozmarzyła się Amy.
     - Jest przeciętny. - wydukałam zaskoczona, chcąc przerwać ich chore myśli. Jak mogły polecieć na kogoś takiego, jak Eyden?! - Ale po tym, co mi powiedział przy fontannie, to... - ugryzłam się w błyskawicznie  język, wbijając szybko wzrok w puszkę od coli. Dziewczyny spojrzały szybko po sobie z dokładnie takimi minami, których się obawiałam najbardziej. Minami pożądania wszystkich istniejących informacji. Jaka ja jestem głupia.
     - Jakiej fontannie? Tej takiej romantycznej, w parku? - oczy Amy rozbłysły.
     - Tej w parku? - Alex powtarzała niczym echo.
  Zaśmiałam się. Tak sztucznie, jak jeszcze nigdy w życiu.
     - Co ja plotę! Jaka fontanna! - prychnęłam. - Pomyliłam fakty, przy jakiejś fontannie w Kanadzie siedziałam zawsze z moją przyjaciółką, April. - sprostowałam, dumna ze swojej pospiesznej wymówki. - Coś mi się pokręciło. A z Eydenem się nie spotykam, w żadnym wypadku. - kręciłam energicznie głową.
     - Noemi, ale wiesz, że...
     - Jejku, siedzimy tu aż pół godziny? - przerwałam jej szybko, patrząc ze zdumieniem na zegarek. - Chodźmy już lepiej, spóźnicie się na próbę, moje wy aktoreczki! - wstałam, założyłam torbę na ramię i wyszczerzyłam do nich zęby, kładąc ręce na biodra. Obie wpatrywały się we mnie, jak w muchę na Antarktydzie.
    Naprawdę było mi głupio i wiem, że moje zachowanie okazało się być strasznie niedojrzałe, ale musiałam zrobić wszystko, by trzymały się z dala od Eydena. Szczególnie z dala od Eydena.      Doskonale wiedziałam, do czego był zdolny i jak potrafił zamącić w głowie dziewczynom, takie jak one. Oj, wiedziałam.


      Szkolny teatr był doprawdy przepięknym miejscem, prawdopodobnie jedynym, gdzie w całości można było się oddać swojej pasji i spokojowi ducha. Dobrze wyposażone zaplecze i scenę otaczały z jednej strony niskie trybuny, tworząc efektowne półkole bordowych krzesełek. Zajęłam jedno z nich w tylnym rzędzie, założyłam nogę na nogę, popijając wodę z butelki. Próbowałam wymyśleć kilka awaryjnych rozwiązań, w razie gdyby temat Eydena niespodziewanie wrócił.
    Podczas gdy Amy i Alex z oddaniem wypowiadały swoje role, pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, jak będzie wyglądało niedługo moje życie w szkole. Czy będę miała w ogóle czas na naukę? Czy będę mogła moje przyszłe praktyki wykorzystać na egzaminach...?
      - Hej.
  Czyjś głos przerwał moje rozmyślania. Odwróciłam się na fotelu i otworzyłam szeroko oczy na widok siadającego na krześle obok mnie Harrego. Zdjął z nosa okulary przeciwsłoneczne i rzucił mi szybkie spojrzenie.
     - Czemu nie odbierałeś telefonów? - wyjąkałam, zbita z tropu, obserwując go.
     - Przepraszam.
     - Zwykłe "przepraszam" nie zmienia faktu, że się o ciebie martwiłam, Harry.
  Spojrzał na mnie uważnie i wziął głęboki oddech. Miał na sobie niebiesko czarną koszulę w kratkę rozpiętą pod szyją, ukazując w ten sposób biały podkoszulek. Wyglądał bardzo ładnie. W dodatku jak usiadł, doleciała do mnie przyjemna, świeża woń jakiegoś nowego perfum.
     - Jak się czujesz? - spytał, jakby rozgrzewał się do poważniejszej rozmowy.
     - Lepiej, dzięki.
 Chyba po raz pierwszy od zawsze zapadła między nami niezręczna cisza. Wolałam poczekać, aż to on rozpocznie rozmowę. Wiedziałam, do czego zmierzał.
     - Co to jest za koleś? - wypalił, patrząc mi prosto w oczy. Oboje wiedzieliśmy, o kim mowa.
   Tak bardzo chciałam mu wyznać całą prawdę, nie być z tym wszystkim sama, znaleźć kogoś, kto ze mną porozmawia, poradzi... Kogoś, kto dodałby mi odwagi w tym wszystkim. Nie chciałam kłamać Harremu, nie potrafiłam.
     - To tylko kolega z Kanady, przyjechał mnie odwiedzić na parę dni, to wszystko. - wycedziłam przez zęby, odwracając wzrok.
     - Na pewno? Tylko na kilka dni?
    Pokiwałam głową i odchrząknęłam bezgłośnie. Miałam wyrzuty sumienia.
     - Harry, ja naprawdę...
     - Noemi zależy mi na tobie i nie chcę, żeby ten typ wszystko zepsuł, rozumiesz? - odwrócił się w moją stronę i złapał się poręczy fotela. - Widzę, że coś jest nie w porządku i doskonale wiem, że mi kłamiesz.
     Spojrzałam mu w oczy, oddychając miarowo. Byłam tak blisko, by mu o wszystkim powiedzieć, tak blisko.
    - Znamy się tyle lat - kontynuował swój wywód, podnosząc lekko kąciki ust. - Potrafię rozpoznać, kiedy nie mówisz mi prawdy. Nie chcę, żebyś czuła się samotna. Jestem przy tobie i chcę ci pomóc, ale jak mam to zrobić, skoro kłamiesz? Nie wyjdę stąd, póki się nie dowiem, co jest grane, wiesz o tym. Jestem twoim przyjacielem.
    Zamknęłam usta. Rzuciłam szybkie spojrzenie na scenę, lecz Amy i Alex wciąż zajęte były dokładnym omawianiem scenariusza z nauczycielką zajęć teatralnych. W mroku tylnej części sali niczego nie dostrzegły.
    - Jesteś moim przyjacielem - powtórzyłam z rozmysłem. - I właśnie dlatego nie mogę ci o tym powiedzieć.
   Przyjrzał mi się badawczo marszcząc brwi, jakby chciał wyczytać wszystkie moje myśli. Pokręcił przecząco głową. Złapał mnie spontanicznie za rękę.
    - Czy dobrze rozumiem? Nie musisz się o mnie bać.
    - Dam sobie radę sama.
    - Ja się po prostu...
   Nie miałam siły się już z nim dłużej dyskutować na ten temat. Byłam pewna, że pomógłby mi, jak nikt inny, więc z każdą sekundą ostateczne słowa cisnęły mi się na język, a do ich wolności nie mogłam dopuścić. Przyszło mi do głowy tylko jedno rozwiązanie - coś, co chciałam zrobić, by się zamknął, a jednocześnie coś, co by go znów nie uraziło.
    Odwróciłam się w jego kierunku, nachyliłam i dotknęłam swoimi ustami jego warg. Pocałowałam go w usta. Uwolniłam swoją dłoń z jego uścisku, zabrałam torbę i czym prędzej opuściłam szkolny teatr.








ⓢ▲ ▲ ▲ⓑ


Dzień dobry :3 Przepraszam, że tak nie dodawałam rozdziałów, ale w szpitalu byłam i niestety ciężko było cokolwiek napisać...;c Mimo to oby się Wam rozdział spodobał! Komentujcie, piszcie swoje uwagi, to dla mnie bardzo ważne. Dodałam zakładkę z moim askiem. Cieszę się, że coraz więcej osób używa słowa #Seconders (*_*) i że mamy coraz więcej wyświetleń i komentarzy!
                                            <3








 
    
 


    
   


     
     



   
     
   



11 komentarzy:

  1. To jest świetne *.* lubie Eydena :) moze kiedys pomiedzy nim a Noemi cos bedzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Geniusz!! <3 Ciekawa jestem, co dalej z Harrym :)

    OdpowiedzUsuń
  3. <333333333 Super
    Czekam :* dawaj tego nexta szybko!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz ogromny talent ;ooo Czekam nn :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję iż nadrobiłam zaległości! :D
    Byłam święcie przekonana, że się pocałują na tym festynie. No matko, no!! Siedziałam jak na szpilkach i cały czas w myślach powtarzałam "No pocałuj ją, no!" :D Ale jednak nie... ;p
    Ja również posądzałam Eydena o te smsy. On by był do tego zdolny, ale teraz to już kompletnie nie wiem :D
    Ale, ale! Eyden był tak bliski powiedzenia jej czegoś... Czegoś wydaje mi się ważnego i nagle ni z gruchy ni z pietruchy ten sms! uch! -,- Jeszcze bardziej zaintrygowało mnie to, że nie widać na zdjęciu chłopaka i to, gdy Eyden powiedział, że tam, taka elektroniczna komunikacja nie pa prawa bytu.
    Robi się coraz ciekawiej!
    Poza tym uwielbiam białe tygrysy!! Są takie wspaniałe! Tak jak Twoje opowiadanie :D
    Zarąbiście wszystko opisałaś, ter Redeny, jej rezydencję, wszystko, wszystko!
    Uwielbiam czytać wszelkie słowne docinki i duży plus dla ciebie, że Ci wychodzą, bo nie każdy potrafi napisać coś takiego żeby było śmiesznie, żeby każdy zrozumiał, o co chodziło. No i nie każdy potrafi wymyślić takiego typu dialogi z przekomarzaniem.
    Robi się coraz ciekawiej! ;p Zamurowało mnie, gdy przeczytałam, że Noe ma zabijać ludzi, by przyszłe wcielenia mogły szybciej przejąć ciała. Zastanawia mnie, jak będzie przebiegać ta praktyka, jak to wszystko się będzie odbywało - tak jak ona zastanawiała się na widowni ;p
    Nie będzie łatwo, oj nie. Już ty się o to postarasz :)
    Zawsze musisz kończyć w takich momentach!
    Już chyba nic mi do głowy nie przyjdzie. przepraszam, ale jestem chora :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!
    Zuza ;*
    Ps. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, teraz już będę na bieżąco z historią. Mam nadzieję ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, dziękuję Ci za wszystkie Twoje długaaaśne komentarze, jestem bardzo wdzięczna, że w ogóle czytasz te wypociny xd życzę Ci powrotu do zdrówka i dużo dużo weny! Dziękuję, że zdołałaś nadrobić te 19 rozdziałów i mam nadzieję, że jako tako nie żałujesz :c xd Również pozdrawiam, jeszcze raz dziękuję ! <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego... Dlaczego zawsze musisz kończyć w takich momentach, co? ;-; umrę z ciekawości, zanim nadejdzie dwudziesty rozdział ><
    Ehh.. Wracając do tematu...
    Po pierwsze: nie mogę się doczekać ciągu dalszego, po drugie: zżera mnie ciekawość, kogo wybierze Noemi - Harrego, czy Eydena... (osobiście chcę żeby była z tym drugim xP) no i po trzecie: zgadzam się z Zuzą - piszesz wspaniale dialogi z przekomarzaniem - no majstersztyk no XD do tego jeszcze te zwroty akcji i trzymanie czytelnika w napięciu do samego końca...
    Ujmując to prościej: uwielbiam czytać Twoje "wypociny", jak to nazwałaś swoją cholernie wciągającą opowieść i mam nadzieję szybko ujrzeć dwudziesty rozdział na swoim profilu bloggera ^^

    Pozdrawiam,
    Karolina C.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu świetne to ! <3
    Aż umieram z ciekawości ;-;
    ciąg dalszy ! Czekam na następny rozdział ! :)
    Oby pojawił się jak najszybciej :D
    Zapraszam do siebie n.r : http://always-i-dont-know-what.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiem ci, że przeczytałam narazie 2 rozdziały, ale fabuła spodobała mi się ;D mój klimat :D I widze, że lubisz kończyć w ciekawych momentach ;)
    Życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję wszystkim za cudne komentarze!! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Suuuper mega cudo *,* / Asia

    OdpowiedzUsuń