wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 11

    Obudziłam się gwałtownie, z wrzaskiem siadając na łóżku. Łzy spłynęły mi po policzku, ukryłam twarz w dłoniach, kładąc głowę na kolanach. Przez chwile nasłuchiwałam, czy przypadkiem nie słyszała mnie mama i nie ma zamiaru skontrolować kto jest w pokoju, bo tak naprawdę wkradłam się do domu w środku nocy. Co jak co, ale tłumaczenie się z tego całego bagna było ostatnią rzeczą, którą chciałam zrobić w tym wcieleniu.
     Cholera. Wcielenia.
 Podniosłam głowę i wytarłam sobie kawałkiem koszulki twarz. Spokojnie, uspokój się, oddychaj. Zacznijmy od rozsądnego podsumowania tego, co już wiemy.
   Po pierwsze, byłam całkowicie uzależniona i przywiązana łańcuchem do kompletnie obcego, aroganckiego chłopaka, którego w dodatku praktycznie nie znałam.
   Po drugie, z tego co zrozumiałam, zostałam wybrana, by udać się do jakiejś bramy i wprowadzić ład i porządek między wcieleniami, oraz zaprogramować koniec świata. Zgodnie z umową, miałam się tam udać po raz pierwszy w najbliższym czasie.
   Po trzecie, Eyden na odchodnym w nocy zagroził mi, że jeśli komukolwiek pisnę choć słówko, nie zawaha się klasnąć w dłonie po raz kolejny. Potwierdzało to, że to właśnie on stał za sprawą całego zdarzenia w lesie, oraz że nie był normalnym człowiekiem, bo posiadał nadludzkie zdolności. Na normalnego zresztą nawet nie wyglądał, i mógł być bardzo, ale to bardzo niebezpieczny. Poza tym bałam się go. Jak cholera.
    Dlaczego właściwie ja? Nie mógł se wziąć chociażby Amy? Albo zadufanej Jannet? Ta z pewnością byłaby wniebowzięta, że wreszcie może być w centrum uwagi. Chociaż w sumie każdemu by o tym rozgadała...
  Podsumowując - to koniec.
 
                                                           ***


    Nie zmrużyłam oka. Siedziałam na łóżku do rana, dręcząc się okropnymi myślami, co mnie właściwie czeka i z czym będę musiała się zmierzyć. No i upewniałam się oczywiście, czy to wszystko przypadkiem mi się nie przyśniło, wgapiając się w poprzedni liścik od Eydena.
    Przed wyjściem do szkoły natknęłam się na rodziców. Wyjaśniłam im, że młodsza siostra Amy (nie, Amy wcale nie ma siostry) poważnie się rozchorowała w nocy, toteż jej tata odwiózł mnie do domu. Nie chciałam ich budzić, więc po cichu wślizgnęłam się do pokoju. Połknęli to jak nic, mama nawet mi pochlebiła za moją odpowiedzialność, bo mogłam się zarazić. Eh.
    Kiedy zaparkowałam swoją Toyotę na szkolnym parkingu, zakręciło mi się w głowie. Musiałam wyglądać jak zombie, nie miałam odwagi spojrzeć nawet w lusterko. Wyłączyłam silnik i wyciągnęłam z torby butelkę wody, z której ostrożnie upiłam kilka łyków. Usłyszałam obok znajomy warkot motoru.
    - Hej, mała - rzucił jak zwykle uśmiechnięty Harry, schodząc ze swojego cacka. - Przecież mogłaś zadzwonić, podwiózłbym cię.
    - Hej, hej. Wiem, tata po prostu poprosił mnie, żebym sprawdziła, czy wszystko działa jak należy - skłamałam wymijająco. Po prostu z każdą chwilą coraz bardziej miałam ochotę wyrzucić z siebie to wszystko, co chcę mu powiedzieć. Przez ten krótki okres czasu znów nabrałam do niego pełnego zaufania. Musiałam niestety nauczyć się, jak nie mówić całej prawdy.
    - No tak, ty się znasz na tym najlepiej - zażartował i pomógł mi wyjść z auta. Ruszyliśmy w kierunku budynku szkoły. - A tak w ogóle, razem z kumplami organizujemy jutro ognisko na mojej działce, niedaleko stąd. Wpadniesz?
    - Jasne. Nie obraziłbyś się, gdybym zabrała ze sobą Amy i Alex? - spytałam.
    - Amy? - chłopak skrzywił się.
    - Nie lubisz jej? - z jednej strony rozumiałam, że można nie lubić takiego typu laski, jaką była Amy, ale z drugiej zrobiło mi się głupio. Wiedziałam, co czuje do Harrego.
    - Jest taka... czy istnieje choć jedna plotka, o której ona by nie słyszała? Ba, nie zdziwiłbym się, gdyby ona je rozsiewała - stwierdził z niechęcią. - Nie mój typ.
    Właśnie miałam mu na to odpowiedzieć, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni i zaniemówiłam. Dzwonił "Eyden <3", numer, którego nigdy nie zapisywałam, ani nigdy w życiu nie wpisałabym z taką nazwą w kontakty. Jakim cudem znalazł się w moim telefonie?!
    - Przepraszam na chwilkę... - wydukałam i oddaliłam się trochę od Harrego. Kiwnął głową.
    - Czego chcesz? - syknęłam do słuchawki niedowierzająco. - I skąd masz mój numer?
    - Wiem o tobie więcej, niż myślisz - usłyszałam znajomy, serdeczny śmiech, w którym było tyle sarkazmu, że to się w głowie nie mieści. - Poza tym kupiłem sobie telefon i zachciało mi się nim pobawić. Fajna zabawka.
    - Gadaj, po co dzwonisz? - Harry obejrzał się z niepokojem. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco.
    - Chciałem usłyszeć twój głos, kotku.
    - Nie mów do mnie kotku! - warknęłam, stanowczo zbyt głośno.
    - Noemi, wszystko gra? - Harry postąpił kilka kroków do przodu. Wycofałam się nieco i uniosłam kciuk w górę z przyklejonym na twarzy uśmiechem numer sześć.
    - Albo mówisz czego ode mnie chcesz, albo się rozłączam. - ostrzegłam Eydena.
    - Nie ma sprawy, zamówiłem tą rozmowę na twój koszt. Dobra, przejdę do rzeczy, bo ci żyłka pęknie. Czeka cię pierwszy trening-niespodzianka - usłyszałam, że się uśmiecha.
    - Jaki do cholery trening?
    - Gdybym ci powiedział, nie byłaby to już niespodzianka, kotku. - Zacisnęłam zęby. - Spotykamy się jutro o... powiedzmy osiemnastej, na cmentarzu na Sparrow 13.
    - Człowieku nie będę łazić za tobą na żaden cmentarz! - syknęłam do słuchawki, wściekła na samą siebie, że w ogóle odebrałam ten telefon.  Eyden westchnął.
    - Dobrze, zatem spotkajmy się koło cmentarza i pójdziemy w inne miejsce. Wybiorę jakąś łączkę.
 I co wtedy? Może piknik o zachodzie słońca?
    - Mam już plany.
    - To z nich zrezygnuj, proste. Jutro widzę cię w umówionym miejscu, powtarzam, o osiemnastej. A, no i przypominam, że oczywiście bez świadków, kotku. Do zobaczenia - rozłączył się.
    Zaniemówiłam. Cisnęłam komórkę do kieszeni i z wściekłą miną ruszyłam z powrotem do zmartwionego Harrego.
    - Wszystko w porządku? - zaniepokoił się. - Kto to dzwonił?
    - Tak. Nikt ważny - odparłam, po czym wkroczyliśmy do szkoły. Nie musiałam nic zostawiać w szatni, więc udaliśmy się prosto do sali od hiszpańskiego, na który uczęszczałam razem z Harrym. - Przypomniało mi się, że mam coś do załatwienia, nie mogę z wami jutro jechać...
    - Co takiego do załatwienia? - spojrzał na mnie uważnie z zawiedzeniem w oczach. - Wszystko w porządku?
    - Mówiłam już, jak najbardziej, po prostu coś wyleciało mi z głowy...
    - Na pewno cię nie będzie? Mów co się dzieje. I jaki "kotek"? - oburzył się. - Mam mu sprzedać mu gonga? - uniósł zawsze w gotowości pięść. Zaśmiałam się niewinnie.
    - Nie, nie. To ktoś sobie robił żarty, nawet go dokładnie nie znam. - usiedliśmy pod ścianą koło drzwi.
    - Noemi, wiem, że chcesz mi o czymś powiedzieć, więc słucham. Nie ufasz mi, czy jak?
     Zacisnęłam zęby. Nie mogłam mu powiedzieć. Nie mogłam, dla jego bezpieczeństwa. Eyden od razu by się o wszystkim dowiedział.
    - Harry, dziękuję, ale wszystko jest naprawdę w porządku - powiedziałam dobitnie.
    - Nigdy nie byłaś taka nabuzowana na kogoś - zauważył.
    - Mam dziś gorszy dzień.
    - Przez kogo?
    - Harry!
   Zadzwonił dzwonek. Wstałam i ruszyłam do sali, rzucając torbę na ławkę. Doceniałam, że się martwił, ale bez przesady, był już nachalny.Tym bardziej, że jeszcze chwila i mu wszystko kurde powiem. Chłopak usiadł po drugiej stronie sali. Wolne miejsce obok niego zajęła uradowana Amy, która zdyszana wbiegła razem z Alex po dzwonku i wykorzystała idealną okazję, by usiąść obok Harrego. Uśmiechnęłam się do nich. Na urażonego chłopaka bałam się nawet spojrzeć.
         
                                                 ***
 
      Po długiej przerwie na stołówce udałam się razem z dziewczynami, Jannet i przyklejoną do niej Leą na angielski. Na dzisiejszą lekcję przypadły wstępne przygotowania do Igrzysk Teatralnych, z finałową sztuką "Romeo i Julia", na której rolę czaiło się pół lasek z klasy, głównie Amy. Kiedy zajęłyśmy miejsca, nauczycielka od razu przystąpiła do rzeczy.
    - Moi drodzy, nastąpiła dość istotna zmiana w terminarzu sztuk. Finałowy "Romeo i Julia" wskoczy zaraz na pierwsze miejsce, co oznacza, że odegramy ją już za miesiąc.
    Po sali przeleciał pomruk niezadowolenia, a zarazem wzrostu ekscytacji.
    - Z gronem nauczycieli uznaliśmy, że tak będzie lepiej - kontynuowała młoda kobieta. - Dziś zajmiemy się przydzieleniem ról. - Amy podniosła się na krześle. - Myślę, że główną rolę Romea przekażemy Eddiemu Brownowi... Poradzi sobie. - nie patrząc na czerwonego jak burak otyłego chłopaka, w którym rozpoznałam tego, który dłubał sobie w nosie na pierwszej lekcji, podała mu scenariusz sztuki.
    Kilka osób parsknęło śmiechem. Biedny Eddie bezgłośnie protestował, ale pani Turner przeszła do następnej roli.
    - Natomiast rolę Julii przydzielimy...Komu by tu...O, Noemi, jesteś nowa, więc spróbujesz swoich sił - podeszła do mnie i również wręczyła scenariusz. Zamarłam. Że co?!
   Amy i Alex poklepały mnie po ramieniu, dusząc się ze śmiechu. Dostrzegłam złośliwe spojrzenie Jannet. Gdyby nie fakt, że Romeem będzie Eddie, normalnie zabiłyby się z zazdrości.
    - Amy, ty zagrasz Martę - dziewczyna spoważniała. Zamknęła oczy, zgaduję, że liczyła sobie  do dziesięciu.
   Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, rzuciłam się do biurka pani Turner i położyłam na nim scenariusz.
   - Proszę pani, przykro mi, ale nie zgłaszałam się do tej roli. Nie nadaję się do takich rzeczy - wzruszyłam ramionami. Nauczycielka pakując długopis do torby spojrzała na mnie z uśmiechem.
   - Noemi, jestem przekonana, że doskonale sobie poradzisz. Każdy w tej klasie odgrywał już rolę, teraz twoja kolej. Będzie dobrze. Przepraszam, mam dyżur, wyskakujcie z sali.
    Jęcząc wyciągnęłam za rękę duszącą się ze śmiechu Amy na korytarz.
    - Wiem, jak bardzo zależało ci na tej roli, więc z dumą ci ją przekazuję - oświadczyłam.
    - Nie ma mowy - parsknęła dziewczyna. - W życiu nie pocałuję Eddiego Browna!
    - To taka z ciebie aktorka? Amy, proszę cię... Zrób to dla mnie - chwyciłam ją za rękę.
    - Przykro mi, Noe, wszystko, ale nie to - znów zaniosła się zduszonym śmiechem.
 Minął nas Harry z grobową miną, z rozmachem zatrzaskując za sobą drzwi budynku szkoły.
     Przeprosiłam dziewczyny i ruszyłam za chłopakiem. Nie mogłam znieść jego obojętności. Nie mogłam znieść tego, że musiałam kłamać mu w żywe oczy, że wszystko jest okej.
    Wybiegłam na parking. Harry wsiadał właśnie na krwistoczerwony motor i zakładał na głowę swój kask. Zatrzymałam się i zacisnęłam zęby. Nie wytrzymam. Powiem mu. Powiem tu, i teraz. Eyden nic mi nie zrobi.
    - Harry! - krzyknęłam, kiedy odpalił silnik i rzuciłam się w jego stronę, wpadając prosto pod koła ciężarówki dostawczej.



*************************************
Heloooł, mam nadzieję, że się Wam podobał rozdział ^^ Miłego wieczoru życzę <3
<a href="http://www.bloglovin.com/blog/11990623/?claim=5vz5mqtanca">Follow my blog with Bloglovin</a>
   

7 komentarzy:

  1. łał coraz ciekawszy , nie można się oderwać *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze boski i niesamowicie zakończony <3

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEE! Noemi nie może umrzeć! Powiedz, że nie umrze. Boski jak zawsze <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdzial bardzo mi się podobal, ideal! <33

    OdpowiedzUsuń
  5. matko, boze, Jezus, maria, geniusz !! czekamy na następne! <333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Matysieńko! Ale się dzieje! Poprzedni rozdział był po prostu... tego się nie da opisać. Jestem pod mega ogromnym wrażeniem tego, jak ty to wszystko super opisujesz, wiesz co, gdzie, kiedy, jak, dlaczego, po co... Nic nie jest chaotyczne, wszystko masz starannie zaplanowane - a jeśli nie to tego nie widać, co powoduje, że jeszcze bardziej Ci zazdroszczę ;p
    Zawsze kończysz w takich momentach, że aż prosisz się o to, by tam do Ciebie podjechać! ;p Ale z drugiej strony podsycasz ciekawość czytelnika, który będzie czekał z niecierpliwością na kolejny rozdział by te zagadki zostały wyjaśnione. I w kolejnym rozdziale kończysz niezrozumiale i znów czytelnik musi czekać na następny, by się dowiedzieć, o co chodzi z tym i z tym. To niełatwa sztuka zakończyć w takim momencie, by nie przedobrzyć, żeby coś nie coś wyjawić ale nie wszystko.
    Bardzo się cieszę, że rozdziały nie są jakieś długachne, za to dodajesz dosyć regularnie z tego co widzę. Ułatwia mi to nadgonienie tych kilku rozdziałów, bo nie muszę czytać jednego długiego postu w ciągu jednego dnia, tylko mogę sobie pozwolić na kilka notek :)
    Ten Eyden to taki tajemniczy chłopak, że już mam ochotę go bardziej poznać :D Wiesz, o co mi chodzi :) Strasznie mnie ciekawi, co tam skrywa, jak to wszystko będzie dalej wyglądało. I ta ciężarówka będzie tak jak te drzewa? Och, już nie mogę się doczekać momentu, w którym zacznę czytać dwunastkę! :)
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ona nie umrze nie nie zrobisz mi tego!! :( EJ ja rycze?! Coś ze mną nie tak ??!!! ;oo EJ no pierwszy raz powiedzmy że płacze bo tylko łzy mi się w oku zakręciły! Świetny rozdział ^.^

    OdpowiedzUsuń