czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 8

  Oddech znów niebezpiecznie przyspieszył. Uniosłam wzrok znad telefonu i ostrożnie rozejrzałam się po pustej łazience. Kiedy mój wzrok padł na szerokie, duże lustro - zamarłam.
   Zobaczyłam swoje odbicie. Odbicie, które stało tyłem do mnie. Odbicie, które pomimo, że stałam w bezruchu zaczęło się powoli obracać w moją stronę, by nasze oczy się spotkały. Wyprostowałam się i z przerażeniem obserwowałam jak lustrzana "ja" staje twarzą do mnie. Otworzyłam szeroko oczy. Miała taką samą, panicznie przerażoną minę, była tak samo ubrana. Różnił nas tylko jeden szkopuł. Dziewczyna z lustra sięgnęła ręką za plecy i wysunęła ją, trzymając w dłoni nóż, skierowany ostrzem w moją stronę.



   Wybiegłam z wrzaskiem z łazienki, zatrzaskując za sobą szybko drzwi. Rzuciłam się biegiem korytarzem, napotykając zaskoczone spojrzenia innych ludzi. Kolana miałam jak z waty, ale strach dodawał mi skrzydeł. Pędziłam.
     Czy ja zwariowałam?! Przecież to, co się wydarzyło jest po prostu niemożliwe. Zdecydowanie powinnam się leczyć. 
 Po drodze szaleńczego biegu potknęłam się o wiadro z wodą, opryskując jego zawartością jedną ze sprzątaczek.
   - Przepraszam! - rzuciłam przez ramię, zbierając się z podłogi i podnosząc wiadro. Jedyne, o co teraz dbałam, to to, że musiałam znaleźć się jak najdalej od łazienki na pierwszym piętrze. Wbiegłam na pierwsze lepsze ruchome schody, dopiero po chwili orientując się, że prowadzą one w przeciwną stronę, niż zmierzałam. Dysząc ciężko i machając rękami wkarowałam się na górę, pokonując ostatnie stopnie niemal na czworakach.
   - Noe! - usłyszałam przed sobą i podniosłam czerwoną jak burak ze zmęczenia głowę. Alex i Amy podbiegły do mnie i pomogły wstać, otrzepując mi bluzę z piasku, który zebrałam ze schodów.
   - Co ci się stało? - spytała zaskoczona Amy. - Jesteś cała mokra! Dlaczego biegłaś?
Akurat w tym momencie szczerze wisiało mi, czy jestem sucha, czy nie.
   - Ee.. Znaczy.. Chciałam ci szybko oznajmić, że na dole jest wyprzedaż ciuchów, trwa jeszcze 10 minut, więc pomyślałam, że pobiegnę...
   - Oh, Noemi! - Amy rzuciła mi się na szyję i ku mojej rozpaczy pociągnęła za rękę z powrotem na ruchome stopnie. - Buty dla taty Alex już załatwiłyśmy, teraz znajdziemy coś dla ciebie - uśmiechnęła się szeroko i zawlekła mnie do  pierwszego z brzegu sklepu. Alex poklepała mnie współczująco po ramieniu.
    - Masz całą mokrą bluzkę - oświadczyła zdziwiona - Oblałaś się czy co?
    - Tak, kran w łazience był zepsuty.
    - Eh, w takich galeriach to najgorzej z podstawowymi wymaganiami. - skrzywiła się i poprawiła sobie kitka.
    - Noemi - zawołała mnie zakłopotana Amy, stojąca przy kasie. - Gdzie była ta wyprzedaż?
 
    Kiedy obłowiłam się już w kilka bluzek, topów i parę szortów (cudem okazało się, że  w sklepie obok jednak istniała jakaś wyprzedaż) z powrotem wyszłyśmy na zewnętrzny parking. Słońce powoli zaczęło opadać za horyzont, a niebo przybrało piękny, pomarańczowo - różowy odcień. Odnalazłyśmy nasze białe auto i odczekawszy swoją działkę w korku oczekujących przed galerią, wyjechałyśmy na ulicę główną.
    - No dziewczęta, zakupy uważam za udane - oznajmiła uroczyście Amy, stukając palcami swój własny rytm w kierownicę, obłożoną puchatym, białym pokrowcem. - Ale następne będą efektowniejsze.
   Alex jęknęła.
   - A może tak pojechałybyśmy gdzieś na biwak, nie wiem, do lasu, cokolwiek? - spytała błagalnie, a mi na wyobrażenie sobie "lasu" zatrzęsły się kolana. Byłam jednak zadowolona, że obie używały słowa "my", co oznaczało, że w szkole na 99% nie będę już samotna.
   - Chcesz dziczy, to proszę cię bardzo - odparła Amy i skręciła z głównej w boczną, polną uliczkę, otoczoną z jednej strony ścianą ciemnego lasu, a z drugiej obszernym polem. Zachód słońca wyglądał teraz niesamowicie, jednak po około pięciu minutach drogi nową trasą, zapadła już ciemność.
   - Gdzie jesteśmy? - spytałam, ukrywając swój niepokój. Dłonie wciąż trzęsły mi się po tej imprezie w łazience.
   - Jedziemy na około - wyjaśniła Alex. - Nie sądzicie, że ta droga jest o wiele przyjemniejsza od tej zatłoczonej, brudnej w mieście?
   - Dziewczyno, weź mi powiedz co ty robisz w Dallas? - oburzyła się Amy, spoglądając na przyjaciółkę przez górne lusterko.
   - To nie ode mnie zależało. - odparła, wzruszając ramionami. Chciała coś jeszcze dodać, jednak gdy tylko otworzyła usta, silnik samochodu zgasł, światła się wyłączyły, a wokół nas zapadła kompletna ciemność.
   - Ja pierdole - rzuciła Amy, na co Alex parsknęła śmiechem.
   - Czemu stanęłaś? - zapytałam, również się śmiejąc.
   - On sam tak - nasz kierowca był przerażony. Spojrzała na mnie zaskoczona i kilka razy próbowała przekręcić kluczyki w stacyjce, lecz na próżno. Samochód nie chciał ruszyć z miejsca.
   - Widzisz co się stało, przez tą twoją przyrodniczą wycieczkę?! - krzyknęła Amy, waląc pięścią w biały puszek. Razem z Alex śmiałyśmy się z jej bulwersu. Co prawda mało co widziałyśmy w tych ciemnościach, jednak sam jej ton głosu był w tym momencie zabawny.
   - Wyluzuj, zaraz zaskoczy, znam się na tym - uspokoiła ją Alex i nachyliła się w stronę przedniego siedzenia. - Spróbuj chociaż włączyć światła... - przekręciła odpowiednią korbkę, a kiedy reflektory rozbłysły, wszystkie zaczęłyśmy przeraźliwie krzyczeć.
   - Wyłącz to, wyłącz! - wrzeszczała Amy waląc pięściami we wszystkie przyciski i wajchy, jakie istniały.
   - O mój Boże! - wykrzyczała Alex około siedem razy w ciągu pięciu sekund.
Wychyliłam się na środek i przerażona zobaczyłam czarną postać w kapturze, znajdującą się prosto przed naszym samochodem. Alex rzuciła się na tylne siedzenie i zaczęła kopać fotel Amy, krzycząc jak opętana. Nagle przerażająca postać zdjęła z głowy kaptur. Twarz wbiła w ziemię, toteż nie rozpoznałam jej. W świetle reflektorów w oczy rzuciła mi się jednak charakterystyczna, misternie zażelowana fryzura. Zmrużyłam wściekle oczy i dziwiąc się sama sobie, otworzyłam drzwi auta i wyskoczyłam na zewnątrz.
    - Noemi, wracaj tu, słyszysz?! - usłyszałam, ale zamknęłam za sobą drzwi. Szybkim, stanowczym krokiem podeszłam do czarnej postaci przed autem i pchnęłam je z całej siły w ramię. Ani drgnęła.
    - Eyden, wiem że to ty! - krzyknęłam i ponownie zadałam mu cios. Chłopak podniósł powoli głowę i zmierzył szybę samochodu groźnym spojrzeniem, co wywołało tylko kolejną serię stłumionych wrzasków i przekleństw.
   - Bystra jesteś, Noemi - odwrócił twarz w moją stronę i przeszył mnie swoim przenikliwym, wręcz przezroczystym wzrokiem.
   - Czego ode mnie chcesz?- przybrałam najgroźniejszą minę, na jaką tylko mnie było stać. Dłonie znów zwinęłam w pięści.
   - Już się mnie nie boisz? - spytał, uśmiechając się pobłażliwie. Idealne rysy twarzy wykrzywiły się lekkim rozbawieniem.
   - Nigdy się nie bałam. Czego chcesz?
   - Ciebie chcę. Ciebie. Musimy poważnie porozmawiać, i to jak najszybciej. - powiedział aż zbyt poważnie. Przewróciłam oczami.
   - Ty jesteś nienormalny! - wydusiłam tylko, cofając się lekko.
   - Chcę tylko rozmowy.
   - Czyli mnie już nie? - chwytałam go za słówka. Roześmiał się jedną stroną ust, w ten sposób, bym tylko ja ujrzała uśmiech, a nie laski w aucie.
   - Nie zakochałem się w tobie, jeśli o to ci chodzi. To znaczy, jesteś niezła, przyznaję, ale nie mam na to czasu. Spotkajmy się jutro, tam. - wsunął mi niepostrzeżenie małą karteczkę z jakimś adresem do kieszeni bluzy. - To ważne. - dodał.
   - A jeżeli nie przyjdę? - spytałam lekceważąco.
   Eyden posłał mi złowrogi uśmiech, po czym delikatnie klasnął w dłonie. Na moich oczach drzewo naprzeciw mnie runęło jak długie na ziemię. Otworzyłam szeroko usta, chcąc wydać stłumiony okrzyk. Chłopak jednak przyłożył palec do ust.
   - Przyjdziesz.
   W tym momencie światła reflektorów auta ponownie zgasły a mnie otoczyła gęsta, straszliwa ciemność. Po omacku rzuciłam się do samochodu, zahaczając boleśnie kolanem o błotnik. Wskoczyłam do środka przez drzwi, które otworzyła mi Alex, upadając prosto w jej ramiona.
   - Jezus Maria Noemi, coś ty zrobiła! - zaczęła mnie ściskać, nie wiem, czy dlatego, że cieszy się, że przeżyłam, czy dlatego, że naraziłam nas na niebezpieczeństwo. Amy wpatrywała się we mnie takim wzrokiem, że miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
   - Włącz silnik - powiedziałam. - Wyjeżdżamy stąd. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.
   - Nie bój się, go już tam nie ma.
Amy trzęsącą się ręką przekręciła kluczyki w stacyjce. Silnik odpalił. Czarna postać zniknęła. Drzewo stało znów na swoim miejscu. Rozpłakałam się i przytuliłam mocniej do Alex.



**********************************
Uhuhu żem długo nie dodawała ^^ XD Mam jednak nadzieję, że spodoba Wam się ten rozdział, i liczę również na kilka komentarzy <3 ^^


   
  

6 komentarzy:

  1. Boże.... CUDO, CUDO, CUDO...^^ Eyden wkracza coraz bardziej do akcji <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuu ;** Masakra, sama się przeraziłam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nadrabiam! W końcu znalazłam chwilę czasu i mam zamiar nadrobić wszystko, co do nadrobienia jest.

    CIARY. To jest świetne, wszystko zapięte na ostatni guzik. Nie wiem, co pisać, bo chcę już czytać kolejny rozdział, więc jeszcze raz napiszę, że jest ŚWIETNE i zmykam ♥ [zmieniłam nazwę i zdjęcie, więc może się przedstawię: Gosia :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg!!!!!! aaaaaaaaaaa! Ja bym na jej miejscy chyba się zabiła a ten facio on to jakiś psychol czy co??? CKW o co chodzi z tą rozmową? :oo i oczywiście świetny rozdział Kocham ;** / Asia

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się boję co będzie dalej!!! D: CUDO! <3/ ....z aska ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jeżu malusieńki :o świetne! :*

    OdpowiedzUsuń