piątek, 7 marca 2014

Rozdział 9

  - Dlaczego wyszłaś do tego zboczeńca?! - zarzucały mnie pytaniami Amy i Alex, kiedy po pokonaniu drogi do domu w grobowej ciszy zaparkowałyśmy pod moim domem. Odkleiłam się od dziewczyny i otarłam mokrą od łez twarz. Nie miałam pojęcia, co mnie tak rozżaliło; powinnam raczej wrzeszczeć, albo dostać padaczki, czy coś w tym stylu. Płakanie to nie była moja działka.
  - To był jakiś frajer z imprezy obok, chciał nas po prostu nastraszyć. Był nawalony i tyle - uśmiechnęłam się, starając, by mój głos się przypadkiem nie złamał.
  - Był dość przekonujący - odparła poważnie Amy i odwróciła się do nas na przednim fotelu. - Dlaczego wtedy płaczesz?
  Na pewno nie miałam zamiaru ich mieszać w tego całego Eydena. Wolałam go załatwić sama, zresztą czułam w kościach, że nic dobrego z tego nie wyniknie. To wszystko nie było normalne
  - Uderzyłam się mocno w kolano - powiedziałam, wykrzywiając z bólu teatralnie twarz. - W dodatku te emocje... Wiecie, sama się zlękłam. Nerwy mi puściły, przepraszam.
  Amy pokiwała smutno głową, a Alex ponownie mnie objęła.
  - Ale przyznajcie, że poczułyście się jak w prawdziwym horrorze! - zaczęła nagle podekscytowana Amy. - Zawsze tak chciałam, ale nie sądziłam, że to aż tak wyczerpujące emocjonalnie...
   Zaśmiałyśmy się słabo. W sumie, jakby nie patrzeć, ta cała sytuacja od boku mogła wyglądać niemal komicznie.
   Pożegnałam się z wylewnie dziewczynami i dowlokłam do domu. Nastał już ciepły wieczór, powodujący przyjemną atmosferę wewnątrz mieszkania. Tata siedział na fotelu z gazetą i przeglądał ogłoszenia pracy, zapewne dla mamy. Kiwnęłam mu na przywitanie głową.
   - Jak było? Długo wam to zajęło - mruknął znad lektury. - Wszystko dobrze?
   - Pewnie. Wiesz, babskie zakupy to jednak babskie zakupy. Gdzie mama?
   - Poszła się zdrzemnąć u góry, chyba udało jej się znaleźć pracę w pobliskim szpitalu. Na wszelki wypadek szukam czegoś jeszcze...
   - Super, cieszę się. Będę u siebie, jak co - uśmiechnęłam się szeroko i czym prędzej wdrapałam się po schodach do mojego pokoju.
    Zdjęłam z siebie bluzę i rzuciłam ją na łóżko - było mi zbyt gorąco. Wyjęłam z kieszeni świstek papieru od Eydena i przeczytałam staranne pismo:

                                            "Cmentarz (ten najbliżej Ciebie) ul. Sparrow 13
                                                                   godzina 00:00"

   Usiadłam na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach. Co jeszcze?! Mam się sama wymknąć z domu o północy na cmentarz, gdzie będzie czekać na mnie umysłowo chory facet?
    A może... A może pójdę z tym po prostu na policję, zamkną gościa i będzie po sprawie?...
Wróciłam myślami do przewalonego jednym klaśnięciem sporego drzewa. (Dlaczego ani Amy, ani Alex nie zwróciły na nie uwagi?) Szczerze wątpię, żeby nawet więzienie mogło powstrzymać takiego typa. Zresztą nie miałam na niego żadnych dowodów.
     Jeszcze.
 Nagle zaświtał mi w głowie genialny pomysł. Może powiem o wszystkim Harremu i poproszę go, by poszedł tam jutro ze mną, tylko w ukryciu? Miałabym świadka, a także ochroniarza, gdyby doszło co do czego. Ten cały Eyden mógł się posunąć niemal do wszystkiego.
   Odwróciłam karteczkę na drugą stronę.
                                                         
                                                "Oczywiście, spotykamy się bez świadków. Będę doskonale
                                                              wiedział, czy jesteś sama. :)"

Zrzedła mi mina. Po co, do cholery, on postawił na końcu tą uśmiechniętą buźkę? To miała być groźba, czy co?
  Moje plany legły w gruzach. Kim on był? Kiedy mówił, wydawało mi się, jakby był z innego świata. Ciekawe, czy w ogóle miał telefon. A jeśli to on wysyłał te dramatyczne sms-y? Tak, wszystko by się zgadzało! Już ja mu to wygarnę! A jeśli to nie pomoże, natychmiast zmieniam numer.
   Zresztą i tak chciałam przejść do Orange.
Tylko co z tym odbiciem w lustrze? Czy ja miałam jakąś schizę? Ta scena z nożem wydawała mi się znajoma, gdzieś już to widziałam...

                               ***
         Następnego dnia była sobota. Rano ciepłe promienie słońca wlały się do mojego pokoju, budząc mnie delikatnie z niespokojnego snu. Ani trochę nie było mi teraz miłe cieszyć się cudowną pogodą, mimo że to mógł być mój ostatni dzień życia. Chciało mi się wręcz płakać. Bałam się jak cholera.
    Nie było mi trudno puścić ściemę rodzicom, że dziś będę nocowała u Alex. Oni i tak jej nie znali, ale wyrazili zgodę ciesząc się, że mam wreszcie jakieś koleżanki. Musiałam tylko wykombinować, co będę robić przez ten czas, kiedy opuszczę dom. Nie mogłam przecież wyjść o północy, tata uparłby się, że mnie zawiezie autem, a do tego nie mogłam dopuścić. 
   Kiedy wybiła dziesiąta wieczorem, pożegnałam się z rodzicami, próbując nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Chciałam się mamie rzucić na szyję z myślą, że mogę jej już nigdy nie zobaczyć, ale musiałam się powstrzymać. Musiałam. Wcześniej zapakowałam sobie podstawioną torbę z ciuchami. W rzeczywistości wrzuciłam tam młotek i mapę miasta, a do kieszeni upchnęłam gaz pieprzowy, który dostałam niegdyś od mamy, tak na wszelki wypadek. Dziś mógł mi się przydać.
    Zarzuciłam torbę na ramię i wkroczyłam na chodnik, przeszywając ciepłe, gęste powietrze swoim nierównym oddechem. Kiedy upewniłam się, że na pewno nie widać mnie z okna mojego domu, przycupnęłam na murku obok ulicy i wyciągnęłam mapę. Cmentarz rzeczywiście nie był daleko, wystarczyło przemknąć się obok Harrego, następnie skręcić kilka przecznic w lewo, a pod lasem znajdowała się już upiorna równina. Wzięłam głęboki oddech, zwinęłam mapę i ruszyłam wolnym, swobodnym krokiem w drogę. Miałam dwie godziny, a nie zamierzałam sterczeć na cmentarzu, czekając na tego zboczeńca. Próbowałam potraktować to wszystko jako trzecią wycieczkę krajoznawczą.
Tyle że te, zawsze kończyły się dla mnie tragicznie.
Do trzech razy sztuka.
    Przeczekałam dany mi czas w pobliskiej kafejce, chyba jedynej, która była otwarta do czwartej nad ranem. Chociaż oceniając po towarzystwie, które zaczęło się tam gromadzić zaczęło to bardziej przypominać nightclub. Skończywszy swoją herbatę melisę na uspokojenie i orzeźwiający koktajl z malin zdeterminowana opuściłam club. Zerknęłam na zegarek - zostało mi 10 minut - w sam raz na dotarcie.
      Stara, zardzewiała brama cmentarza na Sparrow 13 otworzyła się z przeraźliwym skrzypnięciem. Oddychając głęboko wślizgnęłam się na najupiorniejsze miejsce, jakie kiedykolwiek odwiedziłam. W życiu nie chciałabym być tu pochowana. 
    Czy Eyden już tu był? Gdzie miałam go szukać? Między tymi ohydnymi, popękanymi pomnikami?
    Krzywiąc się ze strachu ruszyłam dróżką między grobami, rozglądając się za chłopakiem. Może weszłam od złej strony? Cmentarz był dość spory, mogłam pomylić wejścia.
   Nagle zachwiałam się na ruchomym piasku i kiedy miałam już wpaść do świeżo wykopanego grobu ktoś chwycił mnie za rękę. Wrzasnęłam i zakryłam oczy. Usłyszałam gromki śmiech.
   - No proszę, przyszłaś - powiedział Eyden, doprowadzając mnie do pozycji pionowej. - Brawo za odwagę.
   Serce biło mi jak oszalałe, czułam je w gardle. Spojrzałam na chłopaka i w pierwszej chwili poczułam ulgę, że jednak nie jestem tu sama. Bądź co bądź, gdyby nie on, leżałabym teraz nieprzytomna w grobie. Albo martwa ze strachu.
   - A miałam inne wyjście? - odgryzłam się, kiedy odzyskałam oddech. - Po co mnie tu przywlokłeś?
   - Przejdę od razu do rzeczy - powiedział i trzymając mnie czule pod rękę zaprowadził kilka metrów dalej pod okazały, duży pomnik. - Widzisz to zdjęcie? - wskazał gładką dłonią na fotografię spoczywającej tu starszej kobiety z siwymi włosami. Pokiwałam głową. - Jak widzisz, jesteśmy na cmentarzu, a więc ona nie żyje.
   - No co ty? - mruknęłam. Zignorował to.
   - Każdy człowiek kiedyś umrze i będzie tak leżał. Z wyjątkiem nas.
Spojrzałam na niego zaskoczona i zachichotałam. Nie spodziewałam się, że takie coś palnie. Uśmiechnął się pobłażliwie.
   - Wszyscy ludzie umierają - zauważyłam.
   - Masz rację. Ale my nie jesteśmy ludźmi.




**********************
Rozdział dodałam wyjątkowo szybko, mam szczerą nadzieję na jak największą ilość  komentarzy. ^^ Kolejny rozdział pojawi się, kiedy pojawi się ich nieco więcej :)


  

    

  
    
 

 




11 komentarzy:

  1. O boże *.* Czemu zawsze kończysz w takich momentach ?

    OdpowiedzUsuń
  2. łał, najlepszy rozdział *_* mam nadzieję, że będę mogła kupić wydaną książkę tego bloga i mieć twój autograf na pierwszej stronie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ngsaeujkswui (<-- feel gimbaza), i kolejny problem, bo nie wiem, co napisać, a wiem, że kolejny rozdział już na mnie czeka. Jak zwykle, idealnie zakończone! To jest po prostu najświetniejszy blog pod słońcem ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę cudownie piszesz^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, zostawiłaś link więc jestem :D
    Tak w skrócie- opowiadanie jest zajebiste! Ciekawe :D Jestem w trakcie czytania i zapewne jeszcze dzisiaj skończę, ale ogólnie to skomentuje popołudniu. Jednak żeby nie zapomnieć, to już tu pisze :
    "- Każdy z nas kiedyś umrze i będzie tak leżał. Z wyjątkiem nas."- Może lepiej użyć by określenia, że każdy człowiek kiedyś umrze? Bo jest napisane nas, a potem, że jednak oni nie umrą...
    No to tyle :D Myka dalej czytać :*
    Pozdrawiam
    Seo

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudoo Cudowne *o*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jego ostatnie słowa mnie zatkały :o Radzie wizytę u psychiatry co on do jasnej bredzi.. ? Ale rozdział prze fantastyczny i przeboski <3 Oj jak będzie książka to napisz tylko gdzie sprzedajesz <33 Cuuudooooo jeszcze raz przecudo XD ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ufff... te jego ostatnie słowa <<3 cudooo XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Dajesz autografy? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autografy hahah boooże ja bym Ci zapłaciła żebym mogła dać autograf XD

      Usuń